W październiku najbardziej wzrosły czynsze kawalerek o powierzchni do 38 mkw. w Poznaniu, Bydgoszczy, Wrocławiu i Szczecinie - wynika z danych Bankier.pl udostępnionych przez serwis nieruchomości Otodom. W ciągu ostatnich dwóch lat w Szczecinie czynsze wzrosły aż o 24,6 proc. Z kolei w Poznaniu, Łodzi i Bydgoszczy były w tym czasie wyższe o blisko 10 proc., a we Wrocławiu - o 9 proc.
Wynajem podrożał także w Gdańsku. W październiku czynsze w tym mieście były najwyższe od lipca 2019 roku. Podobnie jest we Wrocławiu, gdzie wynajem mieszkania kosztuje obecnie średnio 2400 zł za miesiąc. W efekcie stolica Dolnego Śląska jest obecnie drugim po Warszawie najdroższym miastem na rynku wynajmu.
Z kolei mieszkania o dużych metrażach w ostatnim czasie potaniały. Najwięcej, bo o blisko o 10 proc., w Łodzi. Za to w stolicy pojawił się odwrotny trend. Oferty najmu za mieszkania o powierzchni ponad 60 mkw. wzrosły o 4,5 proc., co w skali roku dało ponad 16 proc.
Coraz więcej millenialsów decyduje się na wynajem
Tymczasem jeszcze we wrześniu, jak wynika z danych Bankier.pl, w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu średnie stawki ofertowe za wynajem wciąż były niższe niż przed rokiem. W stolicy wynajem mieszkania kosztował wówczas średnio powyżej 2000 zł za miesiąc.
Popyt na wynajem mieszkań rzeczywiście wzrósł. Studenci wrócili na uczelnie, ale widoczny jest również inny trend. Na wynajęcie mieszkania decyduje się coraz więcej osób z pokolenia tzw. millenialsów. To zjawisko przyspieszyła zwłaszcza pandemia. Dużą część najmu zagospodarowują także cudzoziemcy, w tym pracownicy z Ukrainy, którzy wynajmują mieszkania w kilka osób - komentuje Mariusz Kurzac, dyrektor zarządzający w Cenatorium.
Jego zdaniem wzrost stawek najmu dotyczy zwłaszcza mniejszych mieszkań. - Stawki poszły w górę zwłaszcza w przypadku mieszkań do 60 mkw. powierzchni w dobrych lokalizacjach. W przypadku dużych lokali nie widać tak dużego wzrostu - dodaje ekspert.
Fundusze wykupują mieszkania, aby je wynajmować
W ostatnim czasie polski rynek najmu mieszkań znalazł się także na celowniku funduszy inwestycyjnych, które ostatnio inwestują w Polsce w nowo budowane osiedla, głównie po to, aby je następnie wynajmować. Na razie fundusze interesują się głównie największymi polskimi miastami, takimi jak Warszawa, Gdańsk i Wrocław.
Zdaniem Mariusza Kurzaca plusem wzrostu aktywności funduszy będzie ucywilizowanie rynku najmu. W krajach, w których rynek ten jest dobrze uregulowany, najem mieszkań obejmuje nawet 50 proc. rynku. Tak jest np. w Niemczech.
Według ekspertów rynku nieruchomości za najmem mieszkań przemawia także fakt, że aby uzyskać kredyt hipoteczny, trzeba mieć stabilne zatrudnienie i kilkadziesiąt tysięcy złotych wkładu własnego.
Tymczasem coraz więcej osób uważa, że to właśnie fundusze inwestycyjne są odpowiedzialne za wzrost cen mieszkań w Polsce. Według nich tego typu spółki kupują lokale hurtowo, co ogranicza podaż mieszkań, a na tym traci statystyczny Kowalski.
Przeciwnego zdania jest jednak m.in. Polski Związek Firm Deweloperskich, który uważa, że fundusze inwestycyjne to na razie margines rynku nieruchomości. Trudno jest zatem mówić o hurtowych zakupach mieszkań i podbijaniu cen.
Zobacz też: Kupują już na etapie "dziury w ziemi". Podpowiadamy, jak sprawdzić dewelopera, aby nie stracić