Obecnie mamy do czynienia z prawdziwą lawiną nieplanowanych wyłączeń bloków energetycznych. Serwis strefainwestorow.pl, powołując się na dane Towarowej Giełdy Energii, poinformował, że chodzi m.in. o bloki: Połaniec, Opole, Kozienice, Bełchatów, Turów. Z tego powodu uruchomiono rezerwę w bloku Elektrownia Dolna Odra.
Sytuacja wydaje się poważna, bo chodzi o największe jednostki energetyczne w kraju.
Zdaniem serwisu, nasz system energetyczny działa ostatkiem sił, bilansuje się m.in. dzięki niewielkiemu importowi, w efekcie znajduje się już na granicy blackoutu (awarii systemu energetycznego, występującej na dużym obszarze).
Tymczasem Polskie Sieci Elektroenergetyczne w opublikowanym na Twitterze komunikacie uspokajają: "Krajowy System Elektroenergetyczny pracuje stabilnie, zachowana jest także odpowiednia rezerwa w jednostkach wytwórczych. PSE na bieżąco monitorują pracę KSE, a według aktualnych analiz w najbliższych dniach nie powinny wystąpić problemy bilansowe."
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem przedstawicieli PSE, z którymi się skontaktowaliśmy, z polskim systemem nie dzieje się nic poważnego. - Ktoś celowo wywołuje panikę – powiedziano nam PSE.
Czy rzeczywiście nie mamy powodu do obaw? Zdaniem Dawida Piekarza, eksperta Instytutu Staszica, powodu do paniki na razie nie ma, co nie oznacza, że nasza sytuacja jest dobra.
Niemal każdego dnia na jaw wychodzą nowe informacje, z których wynika, że nasza sytuacja wygląda nie do końca tak, jak usiłuje nas przekonać rząd. Okazuje się, że węgla także miało nam nie zabraknąć, a teraz już sam premier przyznaje, że Polska cierpi na "chroniczny niedobór węgla" – komentuje.
Ekspert uważa, że z deficytem węgla wiąże się kolejny problem: polskie elektrownie, w związku z brakiem tego surowca wykorzystują węgiel, który jest dostępny, często gorszej jakości. W efekcie z tego powodu coraz częściej dochodzi do awarii bloków energetycznych.
Dawid Piekarz przyznaje też, że część bloków jest wyłączana w wakacje planowo, bo to właśnie wtedy dokonuje się ich remontów.
Bartłomiej Derski, redaktor portalu wysokienapiecie.pl, również zwraca na to uwagę.
Jeżeli spojrzymy tylko na same zgłoszenia dotyczące wyłączenia bloków (każdy duży blok energetyczny musi zgodnie z przepisami unijnymi zgłaszać to do systemu, to tzw. REMIT-y – przyp. red), to rzeczywiście wygląda to tak, jakby działa się jakaś katastrofa. Warto jednak pamiętać, że część tych zgłoszeń jest odrzucana przez PSE. W praktyce spółki energetyczne zgłaszają, że bloki będą np. niedyspozycyjne z powodu braku paliwa - komentuje Bartłomiej Derski.
W tej chwili ratuje nas OZE
Nasi rozmówcy są jednocześnie zgodni, że obecnie system energetyczny ratują w dużej mierze OZE. - Energia z OZE obejmuje już ponad 30 proc. dostępnej mocy, z czego dużą część stanowi fotowoltaika - mówi Dawid Piekarz.
Jego zdaniem, jeżeli nasza sytuacja będzie trudna, możemy zdecydować się na import energii od naszych sąsiadów. - Jeżeli zabraknie nam energii OZE, będziemy musieli ratować się importem, np. z Czech lub Litwy - dodaje. Do takiej właśnie sytuacji doszło pod koniec czerwca, gdzie braki w Polsce uzupełniali Niemcy i Szwedzi.
Czy zabraknie nam węgla?
Przypomnijmy, obecne problemy związane z brakiem węgla to bezpośredni skutek embarga, które Polska już 15 kwietnia wprowadziła na węgiel z Rosji w reakcji na rosyjską inwazję na Ukrainę.
W ubiegłym roku importowaliśmy z Rosji blisko 10 mln węgla. Zużycie węgla w Polsce - zarówno na potrzeby przemysłu, jak i odbiorców indywidualnych - wynosi 58 mln ton. Polskie kopalnie są w stanie wydobyć 42 mln ton. To oznacza, że brakuje nam blisko 10 mln ton węgla.
Niedawno Mateusz Morawiecki zlecił spółkom Skarbu Państwa zakup 4,5 mln ton surowca. Eksperci zwracają jednak uwagę, że sam zakup węgla to nie wszystko. Trzeba go jeszcze sprowadzić, często z odległych krajów.
Janusz Steinhoff, były minister gospodarki w programie "Newsroom" WP powiedział, że to skomplikowana sytuacja. Powód? Transport drogą morską trwa miesiąc, potem trzeba go rozładować w kraju i dystrybuować.
System na skraju wytrzymałości
O tym, że nasz system energetyczny działa na styk, mówił niedawno także Piotr Woźniak, były prezes PGNiG - przypomniał, że 4 lipca zabrakło mocy, a Polska musiała się ratować dokupowaniem mocy od naszych sąsiadów. Polskie Sieci Elektroenergetyczne tłumaczyły, to wówczas efektem zgłoszenia awarii przez dwie duże jednostki wytwórcze.
- To był brak chwilowy, z tym że ta chwilowość w Krajowym Systemie Energetycznym jest bardzo istotna - ocenił były prezes. Według niego, nawet rozchwianie systemu jest niebezpieczne. Dlatego generalnie jego zdaniem nasz system energetyczny jest w zapaści.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl