Olga Tokarczuk dostała prestiżową nagrodę, ale nie za 2019 rok. To wyróżnienie trafiło w ręce austriackiego pisarza Petera Handke. Polka otrzymała tymczasem Nobla za 2018 rok.
Czemu dopiero teraz? Otóż w zeszłym roku literacki Nobel przyznany nie został. Wszystko przez skandal związany z Jeanem-Claude'em Arnaultem, mężem członkini przyznającej nagrody literackiego Nobla. Został on oskarżony o gwałty i przedwczesne ujawnianie nazwisk laureatów. Fundacja stwierdziła więc, że nie warto przyznawać nagrody w atmosferze skandalu, i lepiej wręczyć nagrodę za rok 2018 w roku 2019. W październiku 2018 r. sąd w Sztokholmie skazał Arnaulta na dwa lata więzienia.
Co by się więc stało, gdyby polska autorka dostała Nobla za 2018 w ubiegłym roku - a więc "zgodnie z planem"? Na pewno mogłaby być bogatsza. Nawet gdyby pieniądze wpłaciłaby na zwykłe lokaty, jej konto urosłoby o kilkadziesiąt tysięcy zł.
Większość banków co prawda nakłada górne granice na lokaty, jednak są instytucje, które tego nie robią. Znaleźliśmy na przykład ofertę z renomowanego banku, który oferuje oprocentowanie w wysokości 2,3 proc. na rok. To oznacza, że w rok noblistka mogłaby zarobić aż 83 tys. zł, choć 15,8 tys. musiałaby oddać fiskusowi. Na rękę wyszłoby dokładnie 67,4 tys. zł.
W praktyce jednak bankowcy niemal nigdy nie pozwalają klientom, którzy przychodzą z tak dużymi kwotami, patrzeć na zwykłe lokaty. Mogą oni liczyć na specjalne traktowanie w ramach usług private banking. Zapewne więc gdyby Olga Tokarczuk chciała ulokować swoją nagrodę na koncie, mogłaby liczyć na znacznie lepsze warunki. I mogłaby się przez ten rok wzbogacić jeszcze bardziej niż o 67 tys. zł.
Czytaj też: Nobel dla Tokarczuk. Pisarka zgarnie miliony, fiskus... nic. Zaskakująca deklaracja o zaniechaniu podatku
Szymborskiej Nobel bardziej się opłacił
Wysokość nagrody jest zmienna i zależy od aktualnej kondycji finansowej Fundacji Nobla. Nagroda dla Tokarczuk wynosi 9 mln koron szwedzkich, a więc ok. 3,5 mln zł. Znacznie więcej dostawali laureaci w latach 1999-2011. Już w 2012 r. fundacja jednak obniżyła stawki - tłumacząc się wpływem kryzysu finansowego na jej fundusze.
A jak wypada finansowo nagroda dla Tokarczuk w porównaniu z ostatnim polskim Noblem z literatury? W 1996 roku wyróżniona została Wisława Szymborska. Dostała 7,4 mln koron.
Biorąc pod uwagę ówczesny kurs, było to ok. 3,1 mln zł. Teoretycznie to sporo mniej, niż wynosi nagroda dla Tokarczuk. Uwzględniając jednak inflację, to Nobel dla Szymborskiej miał zdecydowanie większą wartość nabywczą.
Załóżmy, że Szymborska chciałaby inwestować w połowie lat 90. w nieruchomości. Wtedy ceny mieszkań były nieporównywalnie niższe. Na przykład w stolicy można było kupić przestronne lokum w cenie 1,9 tys. zł za metr kwadratowy. Pisarka mogłaby zatem kupić aż szesnaście stumetrowych mieszkań w Warszawie.
Dziś przeciętna cena największych mieszkań w stolicy dobija do 9 tys. zł za metr. Tokarczuk może więc kupić "tylko" cztery stumetrowe mieszkania.
Polonezy kontra skody
Popatrzmy teraz na kwestię zakupu "czterech kółek". Co gdyby Szymborska zechciała kupić renomowany samochód niemieckiej marki? Za podstawowego Mercedesa klasy C w podstawowej wersji trzeba było wtedy zapłacić ok. 100 tys. zł. Szymborska mogłaby więc za swoją nagrodę kupić 31 takich pojazdów.
Dziś najtańsza nowa klasa C kosztuje już 135 tys. zł. Olga Tokarczuk może więc za pieniądze z Nobla nabyć 26 takich aut.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl