W expose premier Morawiecki złożył obietnicę zrównania wynagrodzeń mężczyzn i kobiet.
- Równość w miejscu pracy jest wartością, o którą będziemy mocno zabiegać; będziemy dążyć do sprawiedliwej zasady: taka sama płaca za taką samą pracę dla kobiet i mężczyzn - powiedział premier w Sejmie. Podkreślił, że jego rząd wzmacnia rodzinę i docenia pracę kobiet. - Jako pierwsi podjęliśmy program ogromnych prorodzinnych transferów społecznych. Jako pierwsi konkretnie odpowiedzieliśmy na problem nieopłacanej pracy kobiet, które wychowywały co najmniej czwórkę dzieci - powiedział szef rządu.
Jak duży jest problem nierównych płac w Polsce? Luka wynosi w Polsce 6 proc., tj. o tyle mniej średnio zarabiają kobiety od mężczyzn. W Europie tylko w trzech krajach różnice są mniejsze. W takiej Szwecji zarobki pań są o 13 proc. niższe od panów, a w Wielkiej Brytanii i Niemczech o aż 21 proc.
Gdy przyjrzeć się temu, gdzie panie w naszym kraju pracują, to można powiedzieć, że to i tak bardzo dobry wynik. Z najnowszego raportu GUS wynika, że aż 28 proc. z 7,47 mln pracujących kobiet, zatrudnionych jest w sektorze publicznym. Jeśli chodzi o mężczyzn - to niecałe 16 proc. z 8,48 mln pracujących.
Państwo i samorządy płacą mniej niż w dużych i średnich firmach (tych z minimum 10 pracowników), co widać z aktualizowanych co kwartał statystyk GUS. W połowie roku, czyli jeszcze przed podwyżkami dla nauczycieli, było to o 11,2 proc. mniej. Ale jednocześnie w najmniejszych firmach z zatrudnieniem do 9 osób, gdzie pracuje 4,2 mln osób, średnie płace są o aż 35 proc. niższe niż w sektorze publicznym - wynika z danych GUS.
Zobacz też: ZNP ma pomysł na pensje nauczycieli. Chcą je powiązać ze średnią krajową
Panie zajmujące aż ponad 61 proc. miejsc pracy w sektorze publicznym, choć mniej wynagradzane niż w dużych firmach, z poczuciem wyższości mogą już myśleć o pracownikach małych podmiotów. Zarabiają więcej. Plan premiera odnośnie wyrównania płac płci można więc równie dobrze traktować, jako plan większych podwyżek w budżetówce.
Luka zasypana pieniędzmi państwa?
Są przy tym rodzaje aktywności w sferze państwowo-samorządowej, w których mężczyzna jest zjawiskiem rzadkim. Na przykład, wśród 87 tys. pracowników socjalnych aż 91 proc. stanowią kobiety. Jeśli któryś z panów ma problem, żeby znaleźć drugą połowę, to zatrudniając się tam powinien mieć najłatwiej. Konkurencji praktycznie żadnej, można powiedzieć cytując Maksymiliana Paradysa z "Seksmisji".
Tylko nieco niższe poziomy "feminizacji" są w działach prawno-księgowych sektora publicznego oraz w opiece zdrowotnej. W służbie zdrowia na 455 tys. państwowych i samorządowych pracowników aż 83 proc. to kobiety. To co widzimy w serialu "Na dobre i na złe" to duże zakrzywienie rzeczywistości. Proporcja między panami a paniami w szpitalu w Leśnej Górze oscyluje wokół jeden do jednego, a w rzeczywistości to jeden mężczyzna do pięciu kobiet.
W edukacji też mamy kobiecą dominację. Aż 79 proc. z 786 tys. pracowników publicznych tego sektora to kobiety. Podwyżka od września pensji dla nauczycieli o niecałe 10 proc. prawdopodobnie zakopie część luki wynagrodzeń między płciami i możemy już wskoczyć na europejskie podium, przed Luksemburg, czy Włochy (5 proc. luki wynagrodzeń).
Kobiet górników brak
A jak jest w sektorze prywatnym? Panie stanowią zaledwie 42,9 proc. z 12,5 mln zatrudnionych. Najmniej jest ich w górnictwie - zaledwie 7 proc. Gdzie najwięcej?
Na 75 tys. zatrudnionych przy produkcji ubrań aż 84 proc. to panie. Duży udział kobiet jest też w prywatnej ochronie zdrowia - podobnie jak w sektorze publicznym. Ale co ciekawe, dużo niższy niż w sektorze publicznym. W samorządowej i państwowej służbie zdrowia panie to, przypomnijmy 83 proc. zatrudnionych, a w prywatnej - już tylko 75 proc. Na 271 tys. pracowników.
Jeśli spojrzeć na układ regionalny, to największy udział kobiet wśród pracowników sektora publicznego jest w woj. opolskim (68,5 proc.) i łódzkim (68,1 proc.). Najmniej - w województwie śląskim (58,6 proc.).
Powodów do wybierania przez kobiety pracy akurat w sektorze publicznym jest pewnie mnóstwo. Jeden z nich to prawdopodobnie bezpieczeństwo socjalne. Zważywszy na lęki większości pracowników w Polsce przed wzięciem wolnego, nawet gdy dziecko jest chore, praca w administracji publicznej może dawać nieocenione korzyści niematerialne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl