W poniedziałek prezydent Andrzej Duda w rozmowie z Polsat News powiedział, że będzie apelował do najbogatszych o niepobieranie 500+ przez pewien czas, gdyby kryzys trwał dłużej i sytuacja gospodarcza znacznie się pogorszyła.
Jednocześnie podkreślał, że o żadnym "odbieraniu" świadczenia nie ma mowy. To miałaby być dobrowolna decyzja rodziców z najwyższymi dochodami.
Co to znaczy? Postanowiliśmy przejrzeć raporty rządowe i oszacować, ile budżet mógłby dzięki takiemu ruchowi zaoszczędzić.
4,5 mln rodzin w programie
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej publikuje raporty dotyczące 500+. Ostatni jednak dotyczy danych z... 2018 roku, czyli czasu, gdy świadczenie wciąż miało próg dochodowy i wiele rodzin nie pobierało pieniędzy na pierwsze dziecko.
Przypomnijmy, że przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku kryterium dochodowe zostało zniesione. I od lipca ubiegłego roku pieniądze przysługują na każde dziecko. Za ostatnie pół roku raportów jeszcze nie opublikowano.
Zasięg 500+ można jednak oszacować. W 2018 roku programem objętych było 2,45 mln rodzin. Ile to jest dziś? Wiosną 2019 roku ówczesna minister Elżbieta Rafalska podkreślała, że po rozszerzeniu liczba ta może wzrosnąć o kolejne 2 miliony. To pozwala stwierdzić, że dziś z programu korzysta około 4,5 mln rodzin.
Biorąc pod uwagę, że współczynnik dzietności wynosi 1,43, to w pewnym uproszczeniu możemy uznać, że w 4,5 mln rodzin wychowuje się ponad 6,5 mln dzieci. I to zgadza się z danymi resortu, który chwali się, że programem objęto około 6,8 mln dzieci.
Którzy to najbogatsi? 54 tys. zł rocznie
Prezydent w swojej wypowiedzi nie sprecyzował, kogo ma na myśli, mówiąc "najbogatsi". Wyjaśnił jedynie, że są to osoby, którym "wystarcza na normalne funkcjonowanie".
Czy najbogatsi to ci, zarabiający średnią krajową? A może więcej niż 4 tysiące złotych, czyli jakieś 50 proc. społeczeństwa? Tak przekonywał jakiś czas temu nowy wiceminister finansów, zapewniający, że dla wielu Polaków 4 tys. zł brutto to "pensja marzeń".
Tu z pomocą przychodzi Główny Urząd Statystyczny, który bada dochody gospodarstw domowych. Grupuje przy tym społeczeństwo na tzw. grupy kwintylowe.
Co to oznacza? Najpierw gospodarstwa domowe uszeregowane są pod względem dochodu na członka rodziny. A następnie dzielone na pięć równych części.
20 proc. najbiedniejszych rodzin trafia do pierwszej grupy, a 20 proc. najbogatszych - do piątej. My zajmiemy się tylko rodzinami, które mają dzieci na utrzymaniu.
Według danych GUS z 2018 roku średni dochód na osobę w najbogatszych rodzinach z dziećmi to 54,9 tys. zł rocznie. Dla porównania - u najbiedniejszych jest to ledwie 14 tys. zł na rok.
Marna oszczędność
Gdyby nawet założyć, że właśnie grupa 20 proc. najbogatszych (czyli ok. 900 tys. rodzin) zrzeknie się prawa do świadczenia 500+ na swoje dzieci, to gospodarka nie odetchnie dzięki temu znacząco.
Należy wziąć pod uwagę, że ci sami najbogatsi to zazwyczaj rodziny z jednym dzieckiem. Maksymalnie dwoma. Niech więc w tych 900 tys. rodzin wychowuje się 1,2 mln małoletnich. To raptem 15-20 proc. wszystkich beneficjentów programu 500+, który kosztuje budżet państwa 40 mld zł.
Nawet jeśli najbogatsi się go zrzekną, to kasa państwa zaoszczędzi na tym - w uproszczeniu - 6-8 miliardów złotych. Co to jest przy tarczy antykryzysowej, którą chwali się rząd? Co rusz słychać, że jest to największy program pomocowy w regionie, wart ponad 300 mld zł. I nagle dodatkowe 6-8 mld zł miałoby uratować gospodarkę?
Dla porównania - gdyby przed wyborami w 2019 roku nie usuwać z programu kryterium dochodowego, to oszczędności byłyby znacznie większe. Powrót do starych zasad pozwoliłby dziś zaoszczędzić 15-17 mld zł rocznie.
Na dobrowolną decyzję Polaków trudno liczyć. A nawet gdyby tak się stało, to gospodarki taki ruch nie uratuje.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl