Miłkowice nieopodal Legnicy mogą być znakomitym przykładem na to, ile korzyści dać mogą odnawialne źródła energii (OZE). W dłuższej perspektywie odejście od energii z węgla poprawić może nie tylko czystość powietrza w Polsce, ale i budżety małych gmin.
- Do tej pory zarabialiśmy na 100 hektarach łąk 20-30 tys. zł rocznie. Z farmą fotowoltaiczną będzie to od ponad miliona do 2 mln zł. Ostateczną kwotę poznamy dopiero po wiążącej interpretacji prawa podatkowego w tym zakresie. Na razie mamy różne, sprzeczne opinie US w tej sprawie - mówi money.pl Dawid Stachura, wójt gminy Miłkowice.
Łąki, które mają zostać pokryte panelami fotowoltaicznymi, w przeszłości były polami irygacyjnymi, które założyli tu jeszcze Niemcy. Wykorzystywane były przez Legnicę jeszcze do niedawna, ale sukcesywnie kolejne pola były odłączane od systemu oczyszczania. Teraz już Legnica ma nowoczesną oczyszczalnie ścieków i grunty te nie są wykorzystywane do swoich pierwotnych celów.
Farma fotowoltaiczna zajmować ma aż 200 hektarów. Do gminy należy połowa z tego. Reszta jest w rękach prywatnych, ale jak można się spodziewać i ci właściciele będą chcieli na nich dobrze zarobić. Tym bardziej, że to najlepsze dla nich zastosowanie.
Nie będzie wiatraków ale będą panele
- Łąki oddalone są od dróg, nie nadają się też do bardziej zaawansowanych upraw niż trawy przez to, że pod ziemią znaleźć można część tablicy Mendelejewa. To jedyne rozwiązanie, które pozwala nam zarobić. To tym istotniejsze, że ciągle wzrasta obciążenie samorządów. Wyższe opłaty za gospodarkę odpadami, energię i te wynikające z prawa wodnego, ostro dają nam po kieszeni - wyjaśnia wójt.
W Miłkowicach droga do tego sukcesu była wyznaczona już wcześniej. Potrzebny był tylko wykonawca i inwestorzy. Teraz wszystko zostało już zgrane w czasie. Władze samorządowe szukały zainteresowanych tymi gruntami, a ci pojawili się dość szybko.
- Inspiracją była współpraca z Austriakami, kiedy byłem jeszcze radny. Szukali u nas lokalizacji pod farmy wiatrowe i fotowoltaiczne, kiedy u nas była raczkująca technologia. Gdy na domiar złego pojawiła się ustawa ograniczającej możliwość budowy farm wiatrowych, jasne stało się dla nas, że musimy pójść za trendem i postawiliśmy na fotowoltaikę - mówi Stachura.
Dokładnej daty startu farmy jeszcze nie ma. Trwają prace projektowe. Jednak co niezwykle ważne, pozytywna decyzja środowiskowa jest już wydana dla większej części działek. Dużo teraz zależy od możliwości tutejszych przyłączy energii i ich odpowiedniej przepustowości.
Prąd dla 20 tys. domów
Zgodnie z szacunkami w przypadku wykorzystania 100 hektarów panele dostarczą moc na poziomie 40-50 megawatów (MW). Kolejne 100 ha da drugie tyle. Na co pozwala moc 100 MW? Jak już pisaliśmy w money.pl, przy obecnie stosowanych panelach fotowoltaicznych, łatwo wyrwać się na energetyczną niepodległość.
Już 4,5-6 kilowatów (kW) w panelach na dachu może sprawić, że dom jednorodzinny będzie energetycznie samowystarczalny. Przy większym zużyciu prądu może być do tego potrzebne 10 kW mocy. Oznacza to, że od 10 do 20 tys. domów da się ogrzać i oświetlić z 200 hektarów pod Legnica. Przyjmując ostrożnie, że w domu mieszkają 4 osoby, to da nam to liczebność całkiem sporego miasta.
Jednak przy takich mocach ograniczenie może być po stronie odbiorcy wytworzonego prądu. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie Tauron w Legnicy na razie nie ma takich możliwości, by przyjąć 100 MW. Jednak już wkrótce może się to zmienić.
Pytaliśmy o tę inwestycję w Tauron Polska Energia, ale do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi. Jednak o czym warto pamiętać to możliwości głównych graczy na rynku energii w Polsce zdecydują o rozwoju podobnych farm.
Trzeba sprzedać, by używać
W naszym systemie prawnym do wspomnianych głównych dystrybutorów należą spółki PGE Dystrybucja, Tauron Dystrybucja, Enea Operator, Energa Operator oraz innogy Stoen Operator. To im każdy inny wytwarzający energię podmiot czy osoba prywatna dostarcza energię, nawet jeżeli sam ją potem będzie wykorzystywać.
Zatem bez możliwości przyjęcia dużych mocy z 200 hektarowych farm dynamiczny rozwój OZE w Polsce nie będzie możliwy. Na szczęście w przypadku Miłkowic na razie wszystko idzie dość zgrabnie. Jak powiedział nam zarządzający gminą, RDOŚ nie robi tu problemów, przychylnie patrzy na inwestycję w OZE. Grunty nie są objęte programem Natura 2000, ani żadnym innym ograniczającym możliwości inwestycyjne.
Dlatego w tej małej dolnośląskiej gminie z nadzieją patrzą w przyszłość. - Podpisaliśmy z inwestorem umowę na 29 lat. Corocznie kwota wynajmu będzie też waloryzowana o inflacje - podsumowuje wójt.
Niestety nie udało nam się w gminie dowiedzieć, kto jest inwestorem końcowym całego projektu. Nieoficjalnie mówi się o chińskim kapitale zbliżonym do jednej z firm produkujących nowoczesne panele fotowoltaiczne. To jednak tylko pogłoski. Wiemy jednak, kto zaprojektował farmę i ją zbuduje.
Jest to legnicka EWG, która w swoim portfolio ma zarówno projekty związane z energią wiatrową jak i słoneczną. Firma już od blisko 20 lat skupiona jest wokół projektów zielonej energetyki. To właśnie EWG zrealizowało projekt jednej z pierwszych farm wiatrowych w Polsce w Pucku w 2007 roku. W 2013 r. oddali do użytku potężną farmę wiatrową na terenie gminy Legnickie Pole, która doskonale widać z autostrady A4 w okolicach Legnicy.
Tam również pytaliśmy o inwestora i koszty, ale do czasu opublikowania tego artykułu nasze pytania pozostały bez odpowiedzi. Obiecujemy jednak wrócić do tematu.
*Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl *