Na ulice brytyjskich miast wyszli m.in. nauczyciele, pracownicy akademiccy, kolejarze i urzędnicy służby cywilnej, medycy czy strażacy. Wszystkich łączy jeden cel: podwyżki rekompensujące wysoką inflację. Roczna stopa wzrostu cen w grudniu 2022 r. wyniosła 10,5 proc. To najwyższy odczyt od ponad 40 lat.
Największe strajki w Anglii od czasów Thatcher
Choć strajki rozpoczęły się już jesienią, to jednak w ostatnich tygodniach fala znacznie się nasiliła. Od grudnia w zasadzie niemal nie ma dnia, by jakaś grupa zawodowa nie wyszła na ulice.
Na początku lutego doszło do kumulacji: wspólnie protestowali m.in. nauczyciele, pracownicy akademiccy, kolejarze i urzędnicy służby cywilnej. Największą grupą wtedy byli edukatorzy: ich związek zawodowy NEU szacował, że w demonstracji bierze udział ok. 150 tys. osób, a zamknięte jest 85 proc. szkół.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po raz pierwszy od 20 lat na ulicach demonstrowali też strażacy. Nigdy wcześniej w historii też nie zdarzyło się, by jednocześnie protestowali pracownicy karetek i pielęgniarki, co zresztą doprowadziło do odwołania 80 tys. wizyt lekarskich i 11 tys. zaplanowanych zabiegów. Efekt? Skala protestów na Wyspach dorównuje tym, które przetoczyły się przez Wielką Brytanię w latach 70., kiedy premierką była jeszcze Margaret Thatcher.
Protestujący zwracają uwagę m.in. na rozwarstwienie podwyżek między sektorami prywatnym a publicznym. W tym pierwszym pensje rosły średnio o 7,2 proc. w ciągu roku do listopada, podczas gdy w tym drugim – średnio 5 proc. 5,5 mln pracowników budżetówki domaga się podwyżki zbliżonej do poziomu inflacji.
Podwyżki mogą nakręcić spiralę
Z rządu obecnie nie napływają sygnały, że jest on gotowy podnieść płace domagającym się tego pracownikom budżetówki. Premier Rishi Sunak ograniczył się do obietnicy zmniejszenia inflacji o połowę w tym roku.
Jednak ciągłe strajki zwiększyły obawy o perspektywy dla gospodarki. "Presja na wzrost wydatków fiskalnych stawia rząd brytyjski w trudnym położeniu ze względu na osłabienie wzrostu PKB. Główny ekonomista Banku Anglii (BoE) Huw Pill stwierdził, że wzrost gospodarczy będzie w tym roku oscylować wokół 0 proc. i prawdopodobny jest przedłużony okres powolnego wzrostu" – zauważają analitycy ING.
Oliwy do ognia dolał też prezes BoE, który w parlamencie brytyjskim przestrzegał przed pochopną decyzją o podwyżkach, czym rozsierdził protestujących.
Rozwiązanie ekonomiczne tego problemu (podwyżek – przyp. red.) zależy od tego, czy podniesiemy podatki, czy pożyczymy – stwierdził bez ogródek Andrew Bailey w wystąpieniu przed posłami w Komisji Skarbu.
O podniesieniu pensji w sektorze publicznym w stopniu rekompensującym inflację szef BoE mówił tak: "byłby to impuls fiskalny, który spowodowałby stymulację poprzez efekty fiskalne i musielibyśmy wziąć to pod uwagę". W przeciwnym przypadku – jak zauważają analitycy ING – podwyżki płac bez zrównoważenia ich wzrostem podatku, lecz powiększeniem długu, "nasilą presję inflacyjną".
Stopy procentowe w górę
BoE w ubiegłym tygodniu zdecydował się podnieść stopy procentowe o kolejne 50 punktów bazowych. Główna stopa obecnie wynosi 4,0 proc., choć jeszcze 14 miesięcy temu wynosiła 0,1 proc.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.