Reporterom "Wyborczej" udało się dostać do poznańskiego klubu HaH, w którym pomimo obostrzeń zorganizowano imprezę.
Oficjalnie impreza była planem filmowym dla teledysku do piosenki-prezentu dla Strajku Kobiet.
- Zgodnie z zapowiedzią będziemy dzisiaj kręcić teledysk. Wszystkich proszę o zachowanie odległości, dezynfekcję rąk i maseczki na twarzach. To jest nasze być albo nie być. Nie pozwólmy, aby rządzący narzucali nam niekonstytucyjne zasady - powiedział właściciel klubu, cytowany przez "Gazetę Wyborczą".
Gdy impreza się rozpoczęła, do klubu przyjechała policja. Wraz z funkcjonariuszami urzędnicy sanepidu i Krajowej Administracji Skarbowej.
Jak relacjonuje reporter, jeden z gości imprezy mówił, że po ostatnich wydarzeniach boi się interwencji policji. "Nie chcę dostać wpie***" - powiedział chłopak.
Tym razem było spokojnie. Policja nie użyła pałek, kajdanek ani gazu, jak to miało miejsce w innych przypadkach. Kontrola trwa długo. Jak mówią świadkowie, jest celowo przedłużana.
W końcu pracownicy sanepidu znajdują jedną osobę bez maseczki. Policja uznaje, że nie ma powodu, aby wyprosić bawiących się ludzi. Zakazuje jednak wpuszczania kolejnych.
Jak mówi szef poznańskiego klubu, otwarcie dyskoteki mimo zakazu to akt desperacji.
- Już od jakiegoś czasu wyprzedaję majątek, by tylko utrzymać się na powierzchni. Wychodzenie z długów to daleka wizja, najpierw musimy przetrwać - mówi "Wyborczej" właściciel lokalu. - Nie wiem, co będzie dalej, analizujemy wszystkie legalne ruchy. Najważniejsze jest dla nas, jak wielki i silny był odzew ludzi.