Przypomnijmy - w połowie zeszłego roku Mariusz Pudzianowski w asyście współpracowników przyjechał do hostelu w Andrychowie. Z relacji współwłaściciela obiektu, Andrzeja Kowalczyka, wynika, że miał on przepędzać gości hostelu, wykręcać zamki, a nawet wynosić rzeczy - w tym łóżka czy szafy.
"Pudzian" tłumaczył, że może to robić - bo hostel jest w połowie jego. Wszystko dlatego, że kupił połowę udziałów od byłej żony Kowalczyka. Andrzej Kowalczyk odpowiadał na to jednak, że sportowiec nie miał prawa nabyć udziałów, bo jego rozprawa o podział majątku z byłą żoną trwa.
Kowalczyk poinformował money.pl, że właśnie dotarło do niego postanowienie Sądu Okręgowego w Krakowie. Sąd postanowił "zabezpieczyć postępowanie o podział majątku Andrzeja Kowalczyka i jego byłej żony". A to oznacza, że Pudzianowski nie będzie mógł na przykład zbyć swoich udziałów w hostelu.
Czytaj też: "Nalot" na hostel. Dziś "Pudzian" twierdzi, że sąd stanął po jego stronie. Wcześniej mówił co innego
- Mariusz Pudzianowski nabył udział dotknięty wadą prawną i nie jest chroniony rękojmią wiary publicznej ksiąg wieczystych. A z aktu notarialnego sprzedaży został on właściwie o tym pouczony - uznał również krakowski sąd.
Postępowanie o podział majątku Andrzeja Kowalczyka i jego byłej żony jest tymczasem w toku.
Co się stało w hostelu w Andrychowie?
Jak opowiadał nam Andrzej Kowalczyk, "Pudzian" kupił od jego byłej żony połowę udziałów w hostelu. Sportowiec miał być jednak zainteresowany przejęciem całości obiektu. Zaproponował cenę za odkupienie nieruchomości, która zdaniem Kowalczyka była "śmiesznie niska". Kowalczyk więc na sprzedaż się nie zgodził.
Po pewnym czasie, do hotelu przybył Pudzianowski wraz ze współpracownikami. Mieli nie tylko wywozić hotelowe rzeczy, ale też niszczyć elementy hostelowego monitoringu. Zdaniem Kowalczyka, "Pudzian" chciał w ten sposób wymusić na Kowalczyku sprzedaż pozostałych udziałów w obiekcie.
Gdy ekipa Pudzianowskiego zaczęła wywozić hotelowe rzeczy - własność Kowalczyka - na miejscu pojawiła się policja. Z filmu z zajścia wynika, że funkcjonariusze informują "Pudziana", że nie ma prawa wywozić tych rzeczy. Jak jednak mówił nam Kowalczyk, sportowiec i tak je wywiózł.
I jak mówi, do dziś ich nie odzyskał. Nie wie nawet, gdzie one są.
Co na to wszystko sam "Pudzian"? Z nami nie chciał rozmawiać o sprawie. - Prasa nie jest sądem i miejscem do rozstrzygania spraw - napisał do nas w SMS-ie. Po publikacji artykułu w money.pl 19 kwietnia, Pudzianowski opublikował jednak oświadczenie na Facebooku. Zapewniał, że udziały w hostelu nabył zupełnie legalnie - i może robić z nimi co chce.
"Pudzian" zapewniał też, że sądy to jemu przyznały rację. - Już trzy instancje powiedziały, że [była żona Kowalczyka] może to sprzedać, więc kto tu jest na prawie? - mówił "Pudzian" w facebookowym oświadczeniu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl