Zamiast dotychczasowych umów o pracę, umów o pracę tymczasową lub agencyjną, a także zleceń, byłaby tylko jedna forma zatrudnienia: jednolity kontrakt na pracę. Wyjątkiem od tego byłyby umowy o dzieło, które pozostałaby w dotychczasowej, niezmiennej formie.
Na zmianie tej najbardziej skorzystaliby młodzi ludzie (tj. do 24. roku życia). Aż 60 proc. spośród nich zatrudnionych jest na umowach cywilnoprawnych. Oni też w pierwszej kolejności w czasie kryzysu wywołanego COVID-19 tracili źródło swojego utrzymania.
- Tylko 42 proc. osób, które rozpoczęły karierę zawodową od pracy na umowie cywilnoprawnej, po 3 latach od zakończenia zatrudnienia znajduje pracę na umowie o pracę na czas określony (22 proc.) lub nieokreślony (20 proc.). 28 proc. wciąż pracuje na umowie cywilnoprawnej, a 23 proc. wpada w bezrobocie – wylicza Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii PIE.
Trend ten pokazują również statystyki Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Na koniec II kwartału 2020 zatrudnienie na podstawie umowy cywilnoprawnej spadło o 7 proc. i było wyraźnie większe niż w przypadku umów o pracę.
- Rekomendujemy rządowi jednolite kontrakty jako jedną z niezbędnych i fundamentalnych zmian, które powinny zostać przeprowadzone na rynku pracy – komentuje zastępca dyrektora i ekspert rynku pracy w PIE, Andrzej Kubisiak.
Podkreśla, że w efekcie doprowadzi to do zniesienia dualizmu na rynku pracy rozumianego jako współistnienie dwóch rodzajów umów: stałych umów na czas nieokreślony charakteryzujących się szerokim zakresem składek i świadczeń socjalnych oraz tymczasowych umów krótkoterminowych, które składek i świadczeń są często pozbawione, natomiast oferują o wiele prostsze zasady rozwiązania współpracy z pracownikiem.
Kubisiak przypomina, że Polska zajmuje drugie miejsce w Unii Europejskiej pod względem udziału zatrudnienia czasowego. Co trzecia zatrudniona w kraju osoba nie ma zagwarantowanej stabilizacji życiowej.
Ekspert przypomina też, że koncepcje ograniczenia stosowania umów cywilnoprawnych nie są rewolucją, pojawiały się wielokrotnie, m.in. w toku dyskusji nad nowym Kodeksem pracy w Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy.
Prof. Marcin Zieleniecki, specjalista prawa pracy i były przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej, przyznaje, że w Komisji pojawiły się – obok dotychczasowych – również elastyczne umowy o pracę (o pracę sezonową, dorywczą czy pozaetatową), ale miały być one adresowane tylko do ograniczonej grupy odbiorców (np. praca nieetatowa do studentów czy osób, które przekroczyły 60 lat).
Czytaj także: Zmiany w kodeksie pracy. Pieniądze za pracę z domu?
Zwiększenie liczby rodzajów umów o pracę zaproponowane przez Komisję, nawet jeżeli służyło uelastycznieniu zatrudnienia pracowniczego, nie wpisywało się w koncepcję jednolitego kontraktu o pracę.
- Chodziło o sytuacje nadzwyczajne i o to, by osoby pracujące na podstawie elastycznych umów o pracę były objęte w pewnym zakresie normami ochronnymi prawa pracy – tłumaczy prof. Zieleniecki.
Z kolei prof. Monika Gładuch, która pełniła funkcję wiceprzewodniczącej Komisji, przypomina sobie, że był też pomysł, by umowy cywilnoprawne miały zastosowanie wyłącznie w stosunku do osób prowadzących własną działalność gospodarczą.
Rozwiązanie rekomendowane przez PIE polega na zrównaniu wszystkich pracowników zarówno w prawach, jak i obowiązkach. Osoby wykonujące tę samą pracę w danym zakładzie otrzymywałyby identyczne zabezpieczenie w oparciu o Kodeks pracy.
– Osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych nie podlegają obecnie obowiązkowym ubezpieczeniom chorobowym. Jeśli nie są ubezpieczone, to w chwili przejścia na obowiązkową kwarantannę lub jeśli zachorują i nie mogą wykonywać swoich obowiązków, tracą często jedyne źródło dochodu. Pozostają bez żadnych świadczeń. Pracodawcy nie mają natomiast w stosunku do nich żadnych obowiązków – podaje przykład Kubisiak.
Kubisiak zauważa też, że kryzys mógł nasilić zjawisko optymalizacji kosztów zatrudnienia. Pracodawcy "wypychają" pracowników etatowych na samozatrudnienie. Na zjawisko to wskazują też dane w ZUS.
Czytaj także: Oskładkowanie umów cywilnoprawnych znów w planach. Nie udało się rok temu, uda się tym razem?
By pracodawcy chcieli powszechnie zatrudniać na etatach, trzeba jednak wcześniej znacząco zredukować koszty pracy i umożliwić pracodawcom łatwiejszą redukcję zatrudnienia w momentach kryzysowych.
- Dziś są dużo ważniejsze tematy niż jednolity kontrakt na pracę. Trzeba się zastanowić, co zrobić, by pracodawcy i pracownicy przetrwali ten trudny czas. Zrobić wszystko, by utrzymać i ochronić jak najwięcej miejsc pracy – uważa prof. Jacek Męcina, były wiceminister pracy i doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Z kolei Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność" podkreśla, że związkowcy nigdy nie walczyli z samymi umowami cywilnoprawnymi, gdyż są one na rynku potrzebne, ale ich stosowaniem tam, gdzie w grę wchodziły umowy kodeksowe.
Czytaj także: Zmiany w Kodeksie pracy. Maląg zdradziła szczegóły
– Legalne umowy stosowane są w Polsce nielegalnie i to jest problem. By zniechęcić pracodawców do nadużywania tej formy zatrudnienia, trzeba zlikwidować taniość takich umów. Jeśli płace będą takie same i składki do ZUS również, firmy przestaną po nie w końcu sięgać – uważa Lewandowski.
Dodaje, że umowy etatowe dla wszystkich to piękna utopia. – W dobie, gdy mamy kapitałowy system emerytalny, każdy pracuje sam na swoją przyszłość — kwituje związkowiec.
Biuro prasowe nowego resortu Gospodarki Pracy i Technologii nie odniosło się wprost do naszych pytań o to, czy wicepremier rozważa propozycje PIE. Napisało do money.pl jedynie, że wszystkie nowe rozwiązania prawne będą wypracowywane w drodze dialogu, z udziałem pracodawców, jak związkowców.