Trwa ładowanie...
Przejdź na
NBP ma dla rządu fatalne wieści. Nadchodzi najgorszy scenariusz
Damian Szymański
Damian Szymański
|zmod.

NBP ma dla rządu fatalne wieści. Nadchodzi najgorszy scenariusz

(Flickr, Kancelaria Premiera, Krystian Maj)

Inflacja nad Wisłą zaczyna zapuszczać korzenie. NBP właśnie podał informacje o inflacji bazowej, która pomija wzrost cen energii i żywności. W kwietniu wyniosła ona 7,7 proc. To oznacza, że drożyzna po Polsce rozlewa się coraz bardziej wartkim strumieniem. W połączeniu z nadciągającym spowolnieniem, coraz gorszą równowagą makroekonomiczną naszego kraju oraz podwyżkami stóp daje to przepis na jeden z najgorszych scenariuszy gospodarczych od wielu lat.

Przed nami niezwykle trudny okres. Na łamach money.pl już ponad miesiąc temu informowaliśmy o możliwej recesji technicznej w naszym kraju (czyli spadku PKB przez dwa kwartały z rzędu), ostrzegaliśmy również o rosnącej nierównowadze Polski oraz coraz dotkliwszej spirali cenowo-płacowej.

NBP wysłał fatalny sygnał dla rządu. Zbliża się stagflacja

Niestety, każde kolejne dane z realnej gospodarki nad Wisłą potwierdzają te obawy. Zjawiska, które premier nazwał swojego czasu "zawieruchą gospodarczą", a później podczas konferencji Impact w Poznaniu twórczo rozwinął – mówiąc o "zniszczeniu fundamentów światowej gospodarki" coraz brutalniej wkraczają w naszą codzienną rzeczywistość.

Mowa o zjawisku pełnowymiarowej stagflacji, czyli połączeniu bardzo niskiego wzrostu gospodarczego, bądź recesji z jednocześnie wysoką inflacją. Najnowszą odsłonę tego jednego z najczarniejszych scenariuszy gospodarczych obserwujemy dzięki danym zaserwowanym przez Narodowy Bank Polski. O co chodzi?

Inflacja wciąż się pnie. Nie widać choćby źdźbła nadziei

Według wyliczeń NBP inflacja bazowa w kwietniu przyspieszyła do 7,7 proc. rok do roku (rdr). Dzięki wyłączeniu najbardziej zmiennych składowych w postaci cen żywności i energii inflacja bazowa znacznie lepiej pokazuje presję na wzrost cen wywołaną czynnikami krajowymi niż klasyczna CPI (inflacja konsumencka), którą co miesiąc odnotowujemy na łamach money.pl (ostatni odczyt to 12,4 proc.)

Jak wskazują ekonomiści Banku Pekao, wobec poprzedniego miesiąca inflacja bazowa zaliczyła bardzo wysoki wzrost o 1,3 proc. "W kwietniu rosły wszystkie miary inflacji bazowej. Nie widać na razie żadnych sygnałów zmniejszającej się presji inflacyjnej" - podsumowują specjaliści banku.

Dla cen w naszym kraju to nie oznacza nic dobrego. Inflacja bowiem zapuszcza coraz głębsze korzenie i rozlewa się na cały rynek usług oraz towarów.

Inflacja w kwietniu jak plama na ścianie. Możliwy szczyt w III kw. 2022 r.

Potwierdzają to także dane GUS, które poznaliśmy w zeszły piątek. Kwietniowy odczyt był najwyższy od maja 1998 r. i od 13 miesięcy pozostaje znacząco powyżej górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego NBP (3,5 proc. rok do roku). W ciągu 12 miesięcy paliwa poszły w górę o 27,8 proc. Minimalnie przebiły wzrost cen energii (27,3 proc.). Aż tak źle nie jest z żywnością, ale podwyżka na poziomie 13,2 proc. i tak daje się wszystkim mocno we znaki.

W oczy rzuca się m.in. silny wzrost cen mięsa. Drób w rok zdrożał prawie o połowę, a tylko w ostatnim miesiącu – o 14,4 proc. Ceny wołowiny w miesiąc podskoczyły o 6,4 proc., a w rok o prawie 30 proc. W przypadku wieprzowiny jest to odpowiednio 12,1 i 15,6 proc.

Gorzki jest odczyt dotyczący cukru. W miesiąc jego cena wzrosła o 8,8 proc., a w porównaniu z kwietniem 2021 roku – dokładnie o 35 proc. O około 25 proc. więcej rok do roku trzeba zapłacić za mąkę, pieczywo i masło. W dwucyfrowym tempie rok do roku drożeje:

  • ryż (13,6 proc.),
  • ryby (13,3 proc.),
  • mleko (12,8 proc.),
  • sery (12,5 proc.),
  • jaja (14,4 proc.),
  • warzywa (12 proc.).

Słowem, nie wygląda to dobrze. Ekonomiści, w tym ci unijni, spodziewają się szczytu inflacji w wakacje. Mowa jest o przełomie II i III kwartale tego roku, ale nie ma co liczyć na szybki spadek cen. A wręcz przeciwnie.

Na przykład ekonomiści Credit Agricole oczekują, że inflacja ogółem wyniesie 12,4 proc. rok do roku w 2022 r. i 7,4 proc. w 2023 r.

Prognozujemy, że szczyt inflacji zostanie osiągnięty w czerwcu na poziomie 14,3 proc. W naszym scenariuszu założyliśmy, że czas obowiązywania tarczy antyinflacyjnej zostanie wydłużony do końca 2023 r. Jeśli tarcza zostałaby wygaszona wcześniej (w sierpniu 2022 r. czy w styczniu 2023 r.) to zgodnie z naszymi szacunkami inflacja przekroczyłaby 16 proc. latem 2022 r. i ukształtowałaby się w okolicach 9 proc. średniorocznie w 2023 r. Uważamy, że rząd będzie chciał uniknąć materializacji takiego scenariusza, biorąc pod uwagę wybory parlamentarne zaplanowane na 2023 r. – czytamy w ich najnowszym raporcie.

Wzrost PKB w dół

Uporczywa inflacja będzie oczywiście tworzyć presję na RPP do podnoszenia stóp procentowych, co w połączeniu z ostrym, recesyjnym wręcz schłodzeniem koniunktury w Chinach (więcej o najnowszych danych z drugiej gospodarki świata piszemy TUTAJ) oraz wojną w Ukrainie tworzy nie najlepszy obraz tego, co czeka nas w najbliższych miesiącach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Podwyżki cen po sankcjach na Rosję. Będą dalsze wzrosty?

Dużym problemem będzie dla Polski więc wzrost PKB. Przypomnijmy, że choć ostatnie miesiące w nadwiślańskiej gospodarce były bardzo dobre (pierwszy kwartał rozwijaliśmy się z dynamiką rzędu ok. 8 proc.), to wraz z upływem czasu będzie coraz gorzej. Dla przykładu eksperci Santander Bank Polska, któremu jeszcze pod inną marką szefował Mateusz Morawiecki, przewidują "techniczną recesję" naszego kraju w drugim półroczu. Pod koniec roku mamy rozwijać się z dynamiką zaledwie 0,8 proc.

Słowem, spadniemy z bardzo wysokiego konia. Dla porównania: Bruksela spodziewa się całorocznego wzrostu PKB w tym roku na poziomie 3,7 proc. oraz 3 proc. w 2023 r. To są wciąż solidne odczyty, jednak niepewność na przełomie tego i przyszłego roku jest wciąż bardzo duża. To właśnie w tym okresie Brytyjczycy spodziewają się recesji, podobnie zresztą jak nasi południowi sąsiedzi Czesi.

I po trosze o to chodzi. RPP, podnosząc stopy, chce przygasić popyt, by walczyć z podwyżkami towarów i usług. Polacy mają w teorii mniej wydawać, więcej oszczędzać, co odessie z obrotu pieniądze, prowadząc do ustabilizowania się cen. Problem w tym, że jak już nie raz w money.pl pisaliśmy, rząd działa w odwrotną stronę i dosypuje pieniędzy na rynek. Postępując w ten sposób, Zjednoczona Prawica wysyła kolejne impulsy proinflacyjne, które wpisują się w scenariusz wysokiej inflacji przynajmniej do 2025 r. W tym roku rząd zakłada, że deficyt wzrośnie do 4,3 proc., a w przyszłym spadnie do 3,7 proc. Komisja Europejska sądzi jednak, że dziura w finansach naszego kraju będzie się pogłębiać i 2023 r. zamkniemy z deficytem rzędu 4,4 proc. Wzrost cen będzie miał niemałą pożywkę.

Postępujące nierówności

Ale to nie wszystko. Od dwóch miesięcy mamy także i inny problem – nasza gospodarka jest coraz bardziej rozchwiana. Widzimy to w saldzie obrotów bieżących.

W połowie kwietnia pisaliśmy, że "z polską gospodarką zaczyna się dziać coś niepokojącego". Już wtedy saldo obrotów wskazywało na pogłębiające się nierówności. Najnowszy odczyt NBP tylko nas w tym utwierdza.

Dla jasności, rachunek obrotów bieżących mierzy wszystkie wpływy i wydatki związane z transakcjami rezydentów polskich z zagranicą. Są to dochody i wydatki związane na przykład z handlem zagranicznym, wypłatami dywidend i odsetek z inwestycji oraz różnymi transferami, takimi jak np. pieniądze z Brukseli. Jeżeli na rachunku obrotów bieżących jest nadwyżka, to oznacza, że dany kraj więcej zarabia, niż wydaje w relacji z zagranicą, a jeżeli deficyt – na odwrót – więcej pieniędzy wypływa, niż wpływa na polskie rachunki. Najczęściej deficyt powiększa się poprzez rosnący import (produktów oraz usług). I tutaj zaczyna się problem.

Bowiem marcowy bilans obrotów bieżących (C/A) wyniósł -3 mld euro i był to najniższy miesięczny odczyt od połowy 2011 r. oraz najniższy dla marca od kiedy dostępne są porównywalne dane (2004 r.). Eksport wzrósł o 16,2 proc. rdr wobec spowolnienia do ok. 10 proc. rdr w lutym. Zaskoczył import, który wzrósł o 34,3 proc. rdr wobec 20,2 proc. rdr w lutym.

Zgodnie z komunikatem NBP, podobnie jak w poprzednich miesiącach, czynnikiem ograniczającym eksport pozostaje spadek sprzedaży samochodów i części samochodowych, podczas gdy wzrostowi importu sprzyjają rosnące ceny surowców, w szczególności surowców energetycznych. NBP zwrócił również uwagę na negatywny wpływ wojny w Ukrainie oraz sankcji nałożonych na Rosję i Białoruś na wartość polskiego eksportu, który obniżył się do najniższych poziomów od co najmniej 22 lat.

Małe promyki koniunkturalnej odwilży

Podsumowując, rosnąca inflacja, rosnący deficyt obrotów bieżących i spodziewany wzrost deficytu fiskalnego to – wbrew zapewnieniom prezesa NBP z kwietniowej konferencji emanacja rosnących nierównowag makroekonomicznych w polskiej gospodarce. Nastała sytuacja, z której nie ma już łatwego wyjścia. Po części odpowiada za nią rząd, po części pandemia i wojna.

Jest jednak w tym wszystkim pewien truizm, który możemy interpretować optymistycznie cykle gospodarcze mają to do siebie, że po latach chudych przychodzą lepsze czasy. Nawet po najgorszej burzy od lat, w końcu dostrzeżemy małe promyki koniunkturalnej odwilży.

Damian Szymański, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl