Damian Szymański, money.pl: Czeka nas mocniejsze uderzenie, niż się do tej pory wydawało?
Marta Kightley, wiceprezes Narodowego Banku Polskiego: Spodziewamy się, że wzrost gospodarczy w przyszłym roku będzie bardzo niski. Na pewno niższy niż w lipcowej projekcji, w której zakładaliśmy wzrost PKB na poziomie 1,4 proc. Czeka nas silne spowolnienie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Za tydzień po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej opublikują państwo najświeższy "Raport o inflacji", w którym pokażecie ścieżkę wzrostu PKB oraz inflacji na przyszły rok i kolejne lata. Wiem, że nie może pani zagłębiać się w szczegóły…
Niestety, jeszcze nie mogę, ale proszę o chwilę cierpliwości. Na pewno scenariusze dla naszego kraju są podyktowane tym, co dzieje się obecnie na świecie, w tym przede wszystkim wojną w Ukrainie poprzez wzrost cen surowców, który na naszym kontynencie jest znacznie bardziej odczuwalny niż gdzie indziej.
To prawda i wielu ekonomistów liczy, że nadchodzące hamowanie spowolni również inflację.
Oczywiście, te procesy, o których mówię, działają dezinflacyjnie, ale na ceny w Polsce oraz szerzej w naszej części świata oddziałuje bardzo dużo czynników, w tym zacieśnianie polityki pieniężnej nie tylko u nas, ale także w Stanach Zjednoczonych czy strefie euro. Mamy więc czynniki krajowe, wewnętrzne, które będą hamowały wzrost, jak i zewnętrzne, na które nie mamy wpływu.
Jeden z tych czynników pojawił się nagle w środę. Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju, wskazał, że rząd może zrezygnować w przyszłym roku z tarczy antyinflacyjnej. To duży problem dla NBP?
Na razie niewiele wiemy na ten temat. Pan Paweł Borys wskazywał, że rząd pracuje nad innymi instrumentami, które niejako miałyby zastąpić obecne mechanizmy zaszyte w tarczy. Nie jest żadną tajemnicą, że jest to kosztowne narzędzie, więc Ministerstwo Finansów pracuje obecnie nad innymi, nowymi instrumentami. Pytanie, jak bardzo będą one efektywne.
Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej, przekonuje, że inflacja w lutym bez tarczy skoczy do nawet 24 proc. Obawia się pani takiego scenariusza?
Inflacja na początku przyszłego roku na pewno będzie wysoka, dokładny poziom będzie zależał m.in. od decyzji w sprawie obowiązywania tarczy antyinflacyjnej oraz od kształtowania się cen surowców na rynkach światowych. Natomiast już w dalszej części 2023 r. inflacja powinna się obniżać.
Czego w takim razie mogą spodziewać się Polacy w najbliższych miesiącach?
Warto podkreślić, że przy obecnych założeniach tzn. m.in. utrzymaniu tarczy na 2023 r., inflacja będzie bardzo silnie spadać pod koniec przyszłego roku i zejdzie do jednocyfrowej liczby. Jeżeli tarcza jednak będzie rewidowana, to na pewno wpłynie to na ścieżkę przyszłej inflacji, ale nie spodziewam się jakichś radykalnych zmian. Szczególnie że nasza najnowsza projekcja zakłada także mrożenie cen energii zapowiedziane przez rządzących.
Pani zdaniem stopy procentowe w Polsce powinny być nadal podnoszone?
Stopy procentowe w Polsce wzrosły w bezprecedensowym tempie. W ciągu ostatniego roku z bardzo niskiego poziomu 0,1 proc. do 6,75 proc. I teraz pojawia się pytanie, czy widzimy już realne efekty tych decyzji, a jeśli tak, to gdzie? Najmocniej zareagował rynek kredytowy. Wartość wnioskowanych kredytów hipotecznych we wrześniu tego roku spadła o prawie 70 proc. względem 2021 r. I teraz te mechanizmy przenoszą się na sektor budowlany i szerzej na coraz więcej gałęzi naszej gospodarki. Obserwujemy również spadek popytu konsumpcyjnego na dobra trwałego użytku, takie jak pralki czy lodówki. Słowem, widzimy, że koniunktura w Polsce będzie zwalniać.
Co chce pani przez to powiedzieć?
Największe banki centralne uprawiają teraz retorykę pt. "zobaczymy, jakie będą dane i to na ich podstawie będziemy podejmować dalsze decyzje". A dane nad Wisłą są takie, że domyka nam się luka popytowa tzn., że popyt zwalnia i będzie nadal zwalniał, a przedsiębiorstwom będzie coraz trudniej przerzucać koszty na ceny. Co więcej, stopy procentowe oddziałują na naszą gospodarkę z opóźnieniem od czterech do siedmiu kwartałów. Podsumowując, wydaje się więc, że obecny poziom stóp jest już wysoki.
Mówiąc to, nie obawia się pani powtórki z nagłego osłabienia się rentowności polskiego długu? Bloomberg pisał przed kilkoma tygodniami, że obligacje Skarbu Państwa tracą na wartości najszybciej na świecie przez luźną politykę fiskalną oraz pauzę w podnoszeniu stóp procentowych przez RPP w październiku przy rosnącej inflacji. Ta sięga już blisko 18 proc.
Rentowności na 10-letnich obligacjach skarbowych są bardzo wysokie i powiem szczerze, że są za wysokie. Rynek bowiem błędnie zakłada, że przez najbliższe 10 lat stopy procentowe zostaną w Polsce na podwyższonym poziomie, co jest jednak niesłychanie mało prawdopodobne. Od początku roku coraz więcej zagranicznych inwestorów zakupuje rodzime obligacje. Mówimy tutaj o dodatkowych kwotach rzędu 20 mld zł.
Damian Szymański, zastępca redaktora naczelnego money.pl