Jak poinformował NBP, w maju rok do roku inflacja:
- po wyłączeniu cen administrowanych (podlegających kontroli państwa) wyniosła 14,0 proc., wobec 12,2 proc. miesiąc wcześniej;
- po wyłączeniu cen najbardziej zmiennych wyniosła 10,4 proc., wobec 9,3 proc. miesiąc wcześniej;
- po wyłączeniu cen żywności i energii wyniosła 8,5 proc., wobec 7,7 proc. miesiąc wcześniej.
Nas powinna interesować najbardziej ta ostatnia wartość, gdyż jest to inflacja bazowa, która znacznie lepiej niż inflacja konsumencka (CPI) pokazuje krajową presję na wzrost cen (np. poprzez rosnące koszty firm, podwyżki płac, działania rządu itp.). W kwietniu wyniosła ona 7,7 proc., podczas gdy inflacja ogółem wzrosła do 12,4 proc. W maju z kolei CPI wyniosła już 13,9 proc.
Inflacja bazowa w maju 2022 r. Dane NBP budzą niepokój
8,5 proc. inflacji bazowej to najgorszy wynik w historii danych publikowanych przez polski bank centralny, czyli przynajmniej od stycznia 2001 r. Jest to niezwykle istotne, ponieważ, jak przekonywał swojego czasu Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, w tym momencie musimy przede wszystkim zerkać właśnie na bazowy wzrost cen.
- Każdy kolejny wzrost inflacji CPI musi w coraz mniejszym stopniu wynikać z inflacji bazowej. Innymi słowy, wtórne efekty cenowe muszą słabnąć - wyjaśniał.
Dzieje się jednak na odwrót, co oznacza, że silny popyt, rosnące koszty i ciasny rynek pracy pozwalają przedsiębiorcom przerzucać coraz wyższe rachunki na konsumentów, czyli nas wszystkich. To oznacza, że inflacja w Polsce tak szybko nie odpuści, a stopy procentowe będą musiały być jeszcze wyższe, co uderzy w osoby posiadające kredyty.
Zagrożenia widać już zresztą w danych z realnej gospodarki. - Tak powszechnej presji cenowej polska gospodarka nie widziała od 2000 r. - komentują dane inflacyjne ekonomiści Pekao. A to nakręca również powstawanie spirali płacowo-cenowej (czyli tzw. efektów drugiej rundy), o której na łamach money.pl pisaliśmy już wielokrotnie, a przed którą także ostrzegał niedawno były szef NBP prof. Marek Belka.
Polska gospodarka jest najbardziej przegrzana w regionie
Na ten problem zwracają uwagę również ekonomiści Bank of America (BofA). Piszą oni w swojej najnowszej nocie, że połączenie solidnego wzrostu oraz luźnej polityki oznacza, że w regionie Europy Środkowo-Wschodniej najprawdopodobniej będziemy obserwować dłuższy okres przestrzelenia inflacji, zwłaszcza w Polsce.
(W regionie - przyp.red.) nie widać szerszego planu konsolidacji fiskalnej, za wyjątkiem Węgier, a reakcja polityki pieniężnej jest spóźniona, gdyż bankierzy centralni są niechętni do dalszych agresywnych podwyżek. Rządowe rozwiązania wspierające kredytobiorców osłabiają ponadto transmisję polityki pieniężnej na Węgrzech i w Polsce. Ostatecznie, gołębie banki centralne będą musiały odpowiedzieć na presję rynkową, więc stopy mogą pójść w górę do 7,5-8 proc. w Czechach, do 9-10 proc. w Polsce, Rumunii i na Węgrzech" - napisano w raporcie.
Zdaniem BofA, Czechy mogą pozwolić sobie na "nieco niższe" nominalne i realne stopy procentowe dzięki większej zdolności do interwencji walutowych, bardziej drożnemu kanałowi transmisji oraz relatywnie bardziej konserwatywnej polityce fiskalnej.
Inflacja w Polsce w 2023 r., w ocenie BofA, będzie średniorocznie bliska dwucyfrowym poziomom, z uwagi na perspektywy największego przegrzania gospodarki w regionie oraz na wybory parlamentarne w 2023 r.
Prezes NBP Adam Glapiński powiedział w czerwcu, że NBP będzie podwyższać stopy aż inflacja osiągnie lokalny szczyt, co może wystąpić latem, przy czym przesunięcie szczytu na jesień oznacza kontynuację cyklu zacieśniania polityki. Glapiński nie wykluczył, o ile nie zmieni się sytuacja i nie wystąpią nowe nieoczekiwane szoki, pierwszych obniżek stóp w IV kw. 2023 r., za co był zresztą skrytykowany przez gros ekspertów (więcej o tym pisaliśmy TUTAJ).
Inflacja w Polsce w maju według Unii
Na koniec napiszmy jeszcze o dzisiejszych danych inflacyjnych podanych przez Eurostat. Okazuje się, że Polska miała szóstą najwyższą inflację - 12,8 proc. (według metodologii unijnej) w maju w stosunku do maja ubiegłego roku wśród krajów Unii Europejskiej. Na pierwszym miejscu wylądowała Estonia ze wzrostem cen rzędu 20,1 proc. Na drugim była Łotwa (18,5 proc.), później Litwa (16,8 proc.), Czechy (15,2 proc.) i Bułgaria (13,4 proc.)
Wskaźnik HICP to zharmonizowany wskaźnik cen konsumpcyjnych, obliczany według ujednoliconej metodologii Biura Statystycznego Unii Europejskiej. Zgodnie z kryterium inflacyjnym, zawartym w Traktacie z Maastricht, HICP jest podstawą do oceny stabilizacji cen.
Dane do inflacji HICP pochodzą z wydatków budżetów gospodarstw domowych oraz z rachunków narodowych, a do CPI tylko z wydatków budżetów domowych.