- Prof. Glapiński powiedział na listopadowym spotkaniu, że Radę Polityki Pieniężnej czeka nowe otwarcie - słyszymy ze środka NBP. - Chyba ma wchodzić jakaś "normalność". Po wyborach część członków nie będzie musiała się łasić do władzy, więc rada zajmie się na serio walką z inflacją, a nie walką o pozostanie PiS u władzy - przekonuje jeden z naszych informatorów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po wyborach zmiana kursu?
W środę RPP zdecydowała o pozostawieniu stóp procentowych na dotychczasowym poziomie, co zostało odczytane przez rynki i ekonomistów jako sygnał bardziej "jastrzębiego" podejścia. Rada miała zostać zapewniona również przez prezesa Glapińskiego, że zorganizuje on spotkanie z nowym szefem KNF. Wcześniej obiecywał już takie spotkanie na wiosnę, ale później nic się z tym nie stało. Teraz szef NBP miał nagle wrócić do tematu.
Z naszych informacji wynika, że atmosfera na ostatnim posiedzeniu nie była wcale taka koncyliacyjna, jak zapewniał w czwartek podczas konferencji prof. Glapiński. Wciąż jest problem ze składaniem zdań odrębnych do protokołów rady, dochodzi do słownych ekscesów z niektórymi członkami RPP, a prof. Glapiński zachowuje się, jak "pan na włościach".
- W środę podczas decyzji w rękach wybuchła mu sprawa Pawła Muchy. Co chwilę posiedzenie było przerywane, bo prezes musiał wybiegać z sali i konsultować sprawę z działem prawnym, któremu bardzo ufa i na którym opiera swoje decyzje. Wtedy prowadzenie przejmował pan Kochalski (Cezary Kochalski, członek RPP - przyp. red.). Obrady były znacznie spokojniejsze - słyszymy.
Sprawa Pawła Muchy
Przypomnijmy, że to właśnie w środę Paweł Mucha, jeden z członków zarządu NBP, zaczął na portalu X (dawniej Twitter) publikować pisma skierowane m.in. do członków RPP, w których informował, że jego zdaniem doszło do nieprawidłowości i złamania prawa przez Adama Glapińskiego. Sprawa nabrała niezwykle szybkiego tempa.
Zaczęło się od publikacji dość zagadkowego komunikatu NBP, w którym bank centralny stwierdził, że "nieakceptowalne" są zachowania Pawła Muchy, wieloletniego współpracownika Andrzeja Dudy, który do zarządu NBP trafił w 2022 r. Komunikat mówił o "wytwarzaniu atmosfery zagrożenia" i "bezzasadnej krytyce".
Mucha szybko odpowiedział. Opublikował swoje pismo z 6 listopada skierowane do członków Rady Polityki Pieniężnej. Stwierdza w nim m.in., że szef banku centralnego ma utajniać protokoły posiedzeń RPP. Zdaniem Muchy narusza w ten sposób przepisy ustawy o NBP, a także regulaminy zarządu banku i RPP, za co może grozić mu nawet Trybunał Stanu.
"Jest jeszcze gorzej, niż myśleliśmy"
W czwartek na konferencji prasowej na te zarzuty odpowiedział z kolei Adam Glapiński, sugerując, że w zasadzie żadnego konfliktu nie ma (co podkreślał także podczas dodatkowej, nieplanowanej piątkowej konferencji), a Mucha tak naprawdę walczy o podwyżkę pensji i premie, choć sposób wykonywania jego pracy "ma nie uzasadniać" żądań tak "niebotycznych kwot".
- Członkowie RPP nie wiedzą, co dzieje się z protokołami z rady po opuszczeniu przez nich budynku NBP. Które pisma trafiają do zarządu, a które nie - słyszymy jednak od naszego rozmówcy z banku.
- Chcę powiedzieć, że niezależnie od tego, przez kogo dani członkowie RPP są wybierani, w chwili wejścia do rady jesteśmy zobowiązani do pozostawienia swoich sympatii politycznych za progiem tej instytucji. Reputacja NBP jest bardzo mocno nadszarpnięta. Dziś widać, że sytuacja jest jeszcze gorsza, niż sądziliśmy. Mamy do czynienia z nieliczeniem się z procedurami. A sprawa jest prosta: kopie protokołów posiedzeń RPP są udostępniane członkom. Paweł Mucha ma tu 100 proc. racji, nie ma tu z czym dyskutować - mówił z kolei w piątek Ludwik Kotecki, jeden z członków RPP, w programie "Newsroom" WP.
Raport o inflacji
Kontrowersje mają także dotyczyć tworzenia listopadowego raportu o inflacji. - On ma pierwotną skazę, ponieważ założono przedłużenie zerowego VAT-u na żywność przez cały okres prognozy. Należy do szacunków dodać jeden punkt procentowy - komentował w piątek Ludwik Kotecki.
Raport o inflacji to najważniejsza analiza NBP, na podstawie której RPP podejmuje swoje dalsze decyzje co do stóp procentowych. Dokument z listopada jest jednak specyficzny. Założono w nim jedynie 15-proc. podwyżki cen energii oraz 7-proc. podwyżki gazu, co oznacza, że do 2025 r. rząd nowej koalicji musiałby utrzymać mrożenie cen energii i zerowy VAT na żywność.
Nawet pomimo tak trudnych do spełnienia przyjętych fundamentów analiza wskazuje, że inflacja nie schodzi wyraźnie do celu. Dopiero w czwartym kwartale 2025 r. ma wynieść 3,5 proc., czyli liznąć górną granicę celu inflacyjnego NBP (który wynosi 2,5 proc. z możliwym odchyleniem w górę lub w dół o jeden punkt procentowy).
- To oznacza, że każdy najmniejszy szum, wzrost cen surowców, dochodzenie do cen rynkowych gazu i energii oznacza automatycznie inflację wyższą niż w raporcie. W zasadzie już w momencie jej publikacji jest ona nierealna i nieaktualna. Po co czymś takim mamić ludzi? - zastanawia się jeden z naszych informatorów.
Sam prof. Glapiński w czwartek przekonywał, że słowem, które znacznie częściej będzie pojawiać się w komunikacji banku jest "niepewność". Według niego bank musiał przyjąć założenia oparte na sytuacji, jaką mamy obecnie, by nie być posądzonym o politykowanie. Dodał jednak, żeby nie brać szacunków z projekcji listopadowej zbytnio do serca, bo akurat ta wersja może nie być nazbyt precyzyjna i "trafna".
- Pojawia się tutaj dużymi literami marzec. W marcu będziemy wszystko wiedzieć, w marcu będzie nowa projekcja (inflacji - przyp.red.), i w marcu będziemy po nowelizacji ustawy budżetowej. I będzie dużo jasności. I proszę do tej projekcji marcowej przywiązać dużą wagę – stwierdził podczas czwartkowej konferencji prezes NBP.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl