*Czy zwycięstwo w licytacji na Allegro oznacza zawarcie między stronami umowy cywilnej - na takie pytanie próbuje odpowiedzieć Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi Północ. *
W poniedziałek ruszył tam precedensowy proces w sprawie sprzedaży wylicytowanego samochodu.
W lipcu zeszłego roku Robert P. wystawił na Allegro ofertę sprzedaży samochodu terenowego Jeep z luksusowym wyposażeniem - ekskluzywną tapicerką, klimatyzacją, elektrycznie opuszczanymi szybami, napędem na 4 koła itp. Jak mówił w poniedziałek , licytowało się "5 albo 6 osób". Najwyższą ofertę złożył Adam S., który na koniec aukcji wylicytował 23,1 tys zł.
Jak podała "Rzeczpospolita", Robert P. nie ukrywał, że liczył na co najmniej 40 tys. zł. Tłumaczył, że wystawiając auto na aukcję zapomniał wpisać cenę minimalną, a na dodatek popsuł mu się modem w domu i nie mógł się dostać do internetowego serwisu Allegro.
Tymczasem w poniedziałek w sądzie P. oświadczył, że "nie miał, nie ma i nie będzie miał tego samochodu, ani też nie był, nie jest i nie będzie" jego właścicielem.
Wcześniej powiedział PAP, że był otwarty na polubowne załatwienie sprawy z Adamem S., deklarował, że zwróci mu wszelkie koszty poniesione w związku z tą licytacją. "Ale usłyszałem tylko, że albo samochód na sprzedaż, albo proces" - dodał.
Przed rozprawą mężczyzna - zapewniający, ze nie para się handlem samochodami - mówił dziennikarzom, że wystawiając ofertę chciał jedynie wysondować, jaką cenę mógłby dostać za taki samochód, gdyby sprowadził go z USA. Dodał, że żaden z licytujących nie chciał jazdy próbnej samochodem, o który przebijali swe oferty. "Regulamin Allegro czytałem, ale wiecie państwo, on ma z 10 stron" - dodawał.
Dla mec. Konstantego Gulińskiego, który reprezentuje przed sądem Adama S., internetowy serwis aukcyjny jest formą giełdy. "Chodzi o to samo, o udostępnienia miejsca do transakcji, które strony ze sobą zawierają. Zmieniły się czasy, więc zmieniły się i formy - dziś przelewy bankowe można robić w Internecie, więc można też licytować przedmioty" - mówił.
Przed sądem mec. Guliński podkreślił, że proces ma "doniosłe i precedensowe znaczenie dla pewności niebagatelnej części obrotu prawnego w Polsce".
Początkowo wnosił on o uznanie przez sąd, że między stronami zaistniała umowa cywilnoprawna lub co najmniej przyrzeczenie jej zawarcia. Ostatecznie zmodyfikował powództwo i wniósł o potwierdzenie przez sąd zawarcia umowy kupna-sprzedaży samochodu.
Powodowie chcą dodatkowo, by po ich stronie w procesie występowała jako tzw. interwenient uboczny, spółka będąca właścicielem Allegro. Sąd nie rozstrzygnął jeszcze tego wniosku. Wyznaczył następny termin rozprawy na 6 lutego - wówczas Robert P. ma przyjść do sądu ze swoim prawnikiem, bo jak dotąd występował przed sądem sam.