Jest szansa, że polska 'nowa ekonomia' otrzyma od Parlamentu prezent - ustawę o podpisie elektronicznym. Posłowie skończyli już pracować nad tekstem ustawy. Czy szansa jest duża? Można mieć pewne obawy. Prace ciągną się już od 1999 roku. Początkowo nowe uregulowania miały wejść w życie na początku lipca b.r. Termin ten trzeba uznać za stracony - trudno wyobrazić sobie, że ustawa przejdzie całą ścieżkę legislacyjną w ciągu dwóch dni, jakie zostały nam do pierwszego. Jeszcze niedawno mieliśmy dwa konkurencyjne projekty - rządowy i poselski. Na początku maja Poselska Podkomisja Nadzwyczajna ogłosiła, że złożyła z nich jeden spójny tekst.
Po zaakceptowaniu przez naszych posłów projekt trafi teraz do Komisji Transportu i Łączności, następnie do Sejmu, gdzie odbędzie się drugie czytanie. Nie oznacza to, że jeszcze tego lata będziemy mogli posługiwać się e-parafką przy zawieraniu transakcji w internecie. Zaczął się sezon wakacyjny, choć w tym roku posłowie być może skrócą swoje urlopy. Nie lato z jego błogosławieństwem jest największym niebezpieczeństwem dla ustawy. Na horyzoncie politycznym widać już zbliżające się wybory parlamentarne. Sprawa tak egzotyczna, jak dość enigmatyczny dla przeciętnego zjadacza chleba (nie wyłączając posłów) e-podpis, może zostać odłożona ad acta. A tam pokryje ją kurz woli politycznej.
Rząd RP stara się pokazać, że zależy mu na uregulowaniach prawnych w gospodarce, których brak stawia nas na marginesie rozwiniętego ekonomicznie świata. Najlepszym sprawdzianem woli rządzącej koalicji będzie zbliżająca się kampania wyborcza. Bazując na doświadczeniu nabytym przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi czy prezydenckimi można sobie wyobrazić taki scenariusz, że wszystkie istotne dla Polski sprawy zostaną odłożone 'na później', które nigdy nie nadejdzie. Wczasach politycznie i ekonomicznie trudnych rodzą się rozmaitego gatunku i wagi upiory, duchy i strachy zza pieca: agenci, podwójni agenci, agenci agentów, etc. Ważną sprawą dla polityków będzie wtedy nie gospodarka, lecz polityczne wyprawy krzyżowe. Jak tu zajmować się abstrakcyjnym dla wielu posłów e-podpisem czy w ogóle internetem, jeśli wszędzie ktoś kopie pod Polską doły i dołki? I bez wyborów odbywają się w naszym kraju wielkie łowy na podpisy (nie mylić z e-podpisami!) pod deklaracjami współpracy z
UB.
Jest jeszcze inny scenariusz - ustawa o e-parafce rodzi się szybko i bez bólu, tj. gładko przechodzi czytanie, głosowanie i trafia w końcu na biurko Prezydenta. Świadczyłoby to o tym, że politycy mają wizję rozwoju naszego kraju. Że nie tylko ważne są problemy rosnącej inflacji, bezrobocia, czy wynagrodzeń dla budżetówki. Istotne jest również to, czym Europa Zachodnia (do której przecież 'dążymy') i jej gospodarka żyje od ładnych kilku lat - rodzącą się Nową Ekonomią. Nie musimy gonić internetowego Zachodu, ale winniśmy podążać w tamtym kierunku, nie zaniedbując przy tym żadnego trybiku naszej znękanej gospodarki. Do tego potrzebna jest jednak duża doza odpowiedzialności za nasz kraj. Czym będzie Polska, jeśli nowoczesne uregulowania nie wesprą rozwoju biznesu elektronicznego i e-handlu? E-Kubą? W sektor IT zagraniczni inwestorzy pompują niemałe (chociaż za małe) pieniądze - warto ich przekonać, że nasz kraj stwarza doskonałe warunki do inwestowania.