„Na czymś trzeba było to sobie odbić, no ale po informować o tym klientów może lepiej nie, może nie zauważą, wystarczy mały komunikacik bo znowu Urząd Regulacji Telekomunikacji ukarze nas grzywną” – tak lub podobnie zapewne myślą „bossowie” TP S.A.
Kupując kartę telefoniczną na 25 impulsów (11,30 zł), za jeden impuls (3 minuty lokalnie) zapłacić trzeba 45 groszy, czyli o 10 groszy więcej niż z telefonu domowego. Z kolei jeden impuls z karty 50-jednostkowej (20,40 zł) kosztuje 40 groszy – o 5 gr. więcej niż z domu. Karta 100-jednostkowa (37,20 zł) pozwala na rozmawianie 3-minutowe za 37 groszy (także drożej niż „normalnie”).
Nasz narodowy operator powinien pozbyć się przedrostka „narodowy” bo jak dotąd przynosi temu narodowi hańbę. Zamiast doganiać i stosować rozwiązania technologiczne i niskie ceny Europy Zachodniej lub USA to niestety, z braku konkurencji, jego działania idą w drugą stronę jeśli chodzi o ceny połączeń telefonicznych czy połączeń z internetem. Niedawno wprawdzie TP S.A chwaliła się obniżeniem cen za internet, ale ta obniżka to nic innego jak obniżenie z ceny bardzo drogiej na drogą. Aby czytelników jeszcze trochę podenerwować to podam przykład 4 osobowej rodziny z Kanady, Quebec, która non-stop „wisi na telefonie” rozmawiając głównie lokalnie i płacąc miesięczny rachunek.. w przeliczeniu 9 zł
Rzecznik TP S.A. tłumaczy, że połączenia z automatów nie są dochodowe, a dodatkowo firma ponosi duże wydatki w związku z niszczeniem budek i aparatów ulicznych, dlatego też zdecydowała się na zmiany. Ponadto rzecznik nie widzi potrzeby informowania o tym fakcie klientów TP S.A., gdyż zmiany cenowe należy co prawda podawać abonentom z odpowiednim wyprzedzeniem, ale aparaty automatyczne abonentów... nie posiadają, więc ich to nie dotyczy. Obłuda.
