Grupa około 30 turystów 1 sierpnia nie wyleciała na długo wyczekiwane wakacje z Polski do Bułgarii, bo utknęła na lotnisku w Gdańsku. Mimo że każdy miał wykupiony bilet i każdy był już po odprawie bagażowej.
Podobna sytuacja tego samego dnia spotkała Polaków wracających z Majorki do Krakowa. Linia lotnicza sprzedała o 30 biletów za dużo. A to tylko dwa przypadki pokazujące coraz częstszą regułę.
To efekt overbookingu, czyli sprzedaży większej liczby biletów, niż jest miejsc w samolocie. Linie lotnicze robią to zgodnie z prawem.
Co przysługuje nam w zamian? Po pierwsze: odszkodowanie, po drugie: lot w innym terminie. Jeśli jednak żadna inna data nam nie pasuje, możemy próbować inaczej ułożyć się z przewoźnikiem.
Odszkodowanie
Parlament Europejski w 2004 roku uregulował kwestię odszkodowań za overbooking, wypłacanych klientom przez linie lotnicze. Zgodnie z przepisami, przewoźnik musi wypłacić konkretną kwotę odszkodowania, uzależnioną od długości rejsu:
- lot do 1500 kilometrów - 250 euro;
- lot wewnątrzwspólnotowy, dłuższy niż 1500 kilometrów oraz inne loty o długości od 1500 do 3500 kilometrów - 400 euro;
- dla wszystkich innych lotów - 600 euro.
Przewoźnicy mają nie tylko obowiązek wypłaty odszkodowań. W momencie, gdy zabraniają pasażerom wejścia na pokład przez overbooking, mają obowiązek zapewnienia odpowiedniej ilości napojów, a także posiłku. Jeśli proponują wylot za dzień czy dwa, na swój koszt muszą także opłacić hotel.
Czytaj także: UOKiK zdecydował. Provident musi oddać pieniądze
Europejskie Centrum Konsumenckie ułatwia nam wyliczenie należnego odszkodowania. Przygotowało kalkulator praw pasażerów linii lotniczych, jest dostępny tutaj: konsument.gov.pl/kalkulator-praw-pasazerow-linii-lotniczych.
Jak podkreśla Mariusz Piotrowski z fly4free, z liniami zawsze warto negocjować wyższe stawki odszkodowań już na etapie rozmów, nim trafimy do sądu, jeśli będziemy chcieli uzyskać wyższe kwoty. A można "dogadać" się nawet na 500 euro, podczas gdy formalnie należy się nam 250 euro.
Jednak w większości przypadków przewoźnicy stawiają na wypłacenie minimalnej kwoty odszkodowania. A ta opcja opłaca się tylko tym, którzy z wylotu rezygnują dobrowolnie i nigdzie się nie spieszą.
Ci, którzy na własną rękę zaplanowali wakacje, tracą. Brak wylotu skraca im urlop, ponoszą koszty niewykorzystanej rezerwacji hotelu czy wynajmu auta. Linie lotnicze mogą - decyzją sądu - zostać obciążone tymi kosztami, ale jest to czasochłonne i trzeba to dobrze udokumentować.
Dobrowolna rezygnacja
Czasami zdarza się, że pasażerowie dobrowolnie rezygnują z lotu. Jeśli komuś nie zależy na wylocie w tym konkretnym terminie, jest to dobra opcja, bo "bez walki" pozwala na uzyskanie nowej rezerwacji (bezpłatna zmiana terminu wylotu) oraz, z reguły, bonu płatniczego na kolejną podróż, ewentualnie rekompensaty finansowej.
Przepisy pozwalają liniom lotniczym odmówić wejścia na pokład wybranym osobom. Pierwszeństwo do lotu mają dzieci bez opieki oraz osoby, które mają trudności z poruszaniem się. Ponadto pasażerowie zarówno wyższych klas rezerwacyjnych (np. klasy biznes lub odpowiednika u przewoźników tzw. niskokosztowych), jak i posiadający usługi tzw. priorytetu (np. dzięki kartom z programów lojalnościowych, dokupienie specjalnej usługi, itp.). Reszta musi się liczyć z tym, że może nie odlecieć, mimo posiadania ważnego biletu.
Obecne przepisy są takie, że przewoźnik może sprzedać dwa razy tyle biletów, ile ma miejsc. W rozmowie z money.pl Mariusz Piotrowski z fly4free.pl sugeruje, że warto byłoby rozważyć wprowadzenie limitów na overbooking.
- Liniom lotniczym pozostawiono bardzo dużą swobodę pod względem tego, ile biletów mogą sprzedawać podwójnie. Ostatnie przypadki Ryanaira i Wizz Aira pokazują, że być może powinniśmy pomyśleć o wprowadzeniu limitu takich podwójnie sprzedawanych biletów. Gdy słyszę, że nie poleciało 30 czy 40 osób, to mamy do czynienia z co najmniej niesprawiedliwą sytuacją - mówi nam Mariusz Piotrowski.
Czas ma znaczenie
W sezonie wakacyjnym, a szczególnie teraz, gdy branża lotnicza niedawno została odmrożona po obostrzeniach związanych z pandemią i liczy na odbicie w biznesie, kolejki do odprawy potrafią ciągnąć się na kilkaset osób. Czas ma tu więc kluczowe znaczenie. Dlatego na lotnisku warto pojawić się dużo wcześniej, niż wskazuje to przewoźnik na bilecie. Kto pierwszy wejdzie na pokład, ten poleci.
Tradycyjne, często droższe linie lotnicze, jak na przykład PLL LOT czy Lufthansa, również stosują overbooking. Jednak wyższe ceny biletów sprawiają, że zwykle obłożenie takich rejsów jest niższe (choć raczej nie w wakacje). A przez to ryzyko, że nie wejdziemy na pokład, spada. Ekspert fly4free.pl w rozmowie z nami wskazuje też na inny atut droższych linii.
- Gdy mamy overbooking w LOT, łatwiej jest o przerzucenie rezerwacji na Lufthansę czy Swissa, nawet z przesiadką. Tanie linie będą szukały oszczędności, trudniej będzie znaleźć lot zastępczy - wyjaśnia nam Mariusz Piotrowski.
Bezpieczniej z biurem
Jeśli decydujemy się na wyjazd zagraniczny z biurem podróży, to jemu powierzamy kompleksową organizację naszego urlopu – od wylotu, poprzez pobyt w hotelu, po powrót do kraju.
- Niezależnie więc od tego, czy na wakacje polecimy czarterem, czy samolotem rejsowym, to właśnie organizator będzie odpowiadał za naszą podróż i w przypadku wystąpienia takich sytuacji, jak brak miejsc w samolocie, zapewni nam pomoc - tłumaczy Anna Podpora, kierownik produktu w serwisie Wakacje.pl.
Czytaj również: Polski Ład. Księgowi zwracają uwagę na nierealne terminy
Jak dodaje, wybierając wyjazd zorganizowany z przelotem czarterowym, znacznie minimalizujemy ryzyko wystąpienia overbookingu, gdyż biura podróży sprzedają wyłącznie tyle miejsc, ile znajduje się w samolocie.
- Tutaj scenariusz, w którym z powodu braku miejsc nie zostaniemy wpuszczeni na pokład, zdarza się bardzo rzadko i zależy wyłącznie od sytuacji losowych, takich jak na przykład awaria samolotu, którym pierwotnie mieliśmy lecieć, i jego zamiana na mniejszy - wyjaśnia.
Co ważne, jeśli wylot na wakacje w wybranym przez nas terminie nie będzie możliwy, otrzymamy zwrot środków za całą wycieczkę.