Artur Soboń w czasie, gdy rząd Prawa i Sprawiedliwości parł do zorganizowania wyborów prezydenckich w trybie kopertowym, był wiceministrem aktywów państwowych (pełnił tę funkcję w latach 2019-2021). Dlatego też komisja śledcza, zajmująca się zbadaniem tych wyborów, powołała go na świadka i wezwała w piątek na przesłuchanie.
Artur Soboń przed komisją śledczą ograniczył się do odczytania oświadczenia
Polityk rozpoczął swoją swobodną wypowiedź od przytoczenia, jakie spółki państwowe były pod jego nadzorem w czasie jego pracy w MAP. W reakcji członkowie komisji mu przerwali i prosili o skrócenie tej listy, gdyż, jak stwierdzili, nie jest to przedmiot przesłuchania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W żadnym momencie wykonywania swoich obowiązków w Ministerstwie Aktywów nie nadzorowałem Poczty Polskiej. Nie nadzorowałem także departamentów: budżetowego, prawnego oraz departamentu wykonującego nadzór właścicielski wobec Poczty Polskiej – podkreślił Artur Soboń.
Wyraził też zdziwienie, że został wezwany przed oblicze komisji śledczej. Stwierdził, że najpewniej ma to związek z zeznaniami Jarosława Gowina, który zasugerował, że Artur Soboń również miał wątpliwości do organizacji wyborów w trybie kopertowym. – Informuję wysoką komisję, że nie rozmawiałem, nie pisałem maili, ani w żaden inny sposób nie wymieniałem uwag z Jarosławem Gowinem – zaznaczył.
Dalej uznał, że sugestia byłego wicepremiera (choć w czasie przygotowywania wyborów kopertowych Jarosław Gowin wyszedł z rządu) wynika z treści "nielegalnie opublikowanego e-maila w internecie" związana z wyciekiem wiadomości ze skrzynki Michała Dworczyka. Stwierdził też, że przytoczona została "domniemana treść prywatnej korespondencji sprzed blisko czterech lat", więc dziś nie może on już potwierdzić ich autentyczności.
"Wszystko, co miałem do powiedzenia, zawarłem w swobodnej części wypowiedzi"
Następnie komisja przeszła do zadawania pytań świadkowi. Ten jednak odmawiał odpowiedzi na zdecydowaną większość z nich i najczęściej ograniczał się do wypowiedzenia jednego zdania, które brzmiało:
Wszystko, co miałem do powiedzenia w objętej przesłuchaniem sprawie, zawarłem w swobodnej części wypowiedzi.
Wywołało to frustrację wśród członków komisji, którzy co rusz domagali się od Artura Sobonia konkretnych odpowiedzi na zadane pytania. W pewnym momencie świadek sam zadał pytanie komisji.
– Teraz pan się poczuje tak jak się czuje cała komisja. Bo my zadajemy pytania, a pan próbuje rżnąć... nie powiem kogo – stwierdził w odpowiedzi Bartosz Romowicz (Polska 2050), zastępca przewodniczącego komisji.
– Rozumiem, że taka jest pana subiektywna ocena. Jest mi bardzo przykro, że taką ocenę z naszego spotkania sobie pan wyrobił. Nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać, więc tym bardziej mi przykro – odparował świadek.
"Nie rżnij Sobonia"
Wiceprzewodniczący komisji jednak nie odpuszczał. Podkreślił, że nie jest "na spotkaniu" z Arturem Soboniem, ale na posiedzeniu komisji śledczej, na której wezwany stawił się jako świadek.
– Jestem tu, by pan odpowiadał na pytania, a ja bym je zadawał. I też mi przykro, że mamy taki początek znajomości. Ostatnie pytanie panu zadam: kiedy w ogóle dowiedział się pan o planie zorganizowania wyborów prezydenta RP ustalonych na dzień 10 maja? – dopytał Bartosz Romowicz. W odpowiedzi jednak usłyszał standardową formułkę o zawarciu odpowiedzi w swobodnej części wypowiedzi.
Od dzisiaj stwierdzenie "nie rżnij Sobonia" ma nowe znaczenie prawne – skwitował tę odpowiedź polityk Polski 2050.
Kuriozalnych sytuacji było więcej
Członkowie komisji szukali różnych sposobów, by pociągnąć za język świadka. W pewnym momencie m.in. padła propozycja, by "zabrać kartki", na których Artur Soboń przygotował dla siebie swoją swobodną wypowiedź. Posłanka Magdalena Filiks (KO) natomiast stwierdziła, że poddenerwowanie przesłuchiwanego zdradza "podrygująca noga" pod stołem.
– Rozumiem, że moja noga może budzić zainteresowanie – odpowiedział na to Artur Soboń. Zaraz jednak poprosił, by nie skupiać się na jego ciele.