Na przykładzie "własnego podwórka" ośmieliłbym się powiedzieć, że ludzie przestali jeść posiłki z pudełek. Zauważam, że u mnie w pracy w porze obiadu większość osób schodzi do kantyny albo przynosi własne jedzenie. Dane pokazują, że jest wprost przeciwnie: rynek diet jeszcze się nie nasycił.
W czasie boomu na diety pudełkowe, czyli ok. 2016 roku, w Polsce działało 330 firm. Dziś jest ich 500. Liderem rynku jest Maczfit, który wystartował w 2015 roku i obsługuje dziś ok. 50 miast. Firma chwali się, że wykonuje ok. 5 tys. dostaw dziennie. Ile zarabia? Policzmy: najpopularniejsza dieta 1800/2000 kcal kosztuje ok. 58 zł za dzień. Przy średniej długości zamówienia, która wynosi 20 dni, Maczfit ma ok. 6 mln zł miesięcznie.
Działający od czterech lat BodyChief realizuje w najlepszym sezonie, czyli od października do maja, od 3 do 4 tys. dostaw dziennie. Przychód miesięczny? 4 mln 640 tys. zł. Imponujące wyniki ma też BeDiet Ewy Chodakowskiej – przy 2-3 tys. dostaw dziennie, firma generuje prawie 3,5 mln zł. przychodu. Co ważne, firma weszła na rynek dopiero pod koniec ubiegłego roku.
Pozostała część rynku wypracowuje ok. 30-40 milionów przychodu miesięcznie. Z wyliczenia platformy Dietly wynika, że łącznie rynek może być wart ok. 800 mln zł. Co ważne, w tej branży też panuje sezonowość. Po piku między zimą a wiosną, firmy notują spadki nawet o 1/3.
Kto kupuje diety pudełkowe? Klientów można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to osoby w wieku 25-40 lat - przedsiębiorcy, lekarze, pracownicy korporacji. Są to osoby, które dużo pracują, nie mają czasu na zakupy i gotowanie. Regularnie ćwiczą i dużo pracują w biurze.
Druga to aktywne zawodowo kobiety w wieku 25-40 lat. Wegetarianki z wyboru lub ze względów zdrowotnych. Poza pracą mają dużo zająć i zwyczajnie nie mają czasu gotować i dokładnie liczyć kalorii.
Trzecia grupa to pary w wieku 30-40 lat, które wspólnie starają się odchudzać i wrócić do formy. Mieszkają razem, często na obrzeżach miast i spędzają wspólnie dużo czasu. Z diet pudełkowych korzystają raczej doraźnie.
I najważniejsze - przy średniej cenie diety, która wynosi od 900 do nawet 2 tys. zł - osoby, które zamawiają takie produkty, zarabiają przynajmniej 4 tys. zł na rękę.
Okazuje się, że nie tylko Warszawa pudełkami stoi. Diety cieszą się coraz większą popularnością w miastach, w których jest od 60 do 100 tys. mieszkańców, jak Szczytno, Zielona Góra i Gniezno. Powód jest prosty: do tej pory jeśli ktoś tam dowoził, to na ogół był to duży gracz. Teraz swoje podwoje chętnie otwierają lokalni przedsiębiorcy, którzy lepiej rozumieją klientów, ponieważ wcześniej obsługiwali ich w swoich bistrach, siłowniach czy poradniach dietetycznych.
- To, co jest też bardzo znaczące, to fakt, że logistyka przestała być problemem i obecnie praktycznie każdy catering bez większych barier wejścia może się otwierać na całą Polskę równocześnie i zrealizować dostawy w ciągu 12h od zakończenia produkcji w całym kraju z zachowaniem ciągu chłodniczego - komentuje Przemysław Skokowski z firmy Dietly, internetowej porównywarki cateringów dietetycznych.
Duże miasta też "jedzą" pudełka, tyle że tam catering nie jest już tylko hitem jednego sezonu, a stał się elementem wielkomiejskiego krajobrazu.
- Jeśli w Warszawie otwiera się nowy catering dietetyczny, to dobrnięcie do średniego poziomu sprzedaży na poziomie 100 zamówień dziennie zajmuje mu średnio ok. 6 miesięcy. W mniejszych miejscowościach nowo powstające firmy osiągają ten pułap już po 3-4 miesiącach - zaznacza Skokowski.
I dodaje: - W Warszawie, która jest zalana cateringami dietetycznymi, to prawie niewykonalne, aby bez dużych nakładów na marketing przebić się do pierwszej dziesiątki wyników w wyszukiwarce Google w czasie krótszym niż rok.
Sam korzystałem z tzw. diet pudełkowych trzy razy. Zawsze przed wakacjami. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Za każdym razem zamawiałem jedzenie z innej firmy i za każdym razem udawało mi się schudnąć, choć z dyscypliną i niepodjadaniem między posiłkami było różnie.
Plusy? Nie musiałem gotować i robić dużych zakupów do domu. Minusem była cena. Miesięcznie na dietę wydawałem od 1200 do 1500 zł, w zależności od tego, czy wybierałem dietę od poniedziałku do piątku, czy też z weekendami włącznie. 375 zł na tydzień? Nie pamiętam, abym kiedykolwiek zrobił zakupy spożywcze za taką kwotę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl