W pierwszych dniach lutego Niemcy wyszli na ulice w proteście przeciw nieformalnemu porozumieniu chadeków z CDU oraz skrajnej AfD (Alternative fur Deustchland). Zakłada ono wprowadzenie stałych kontroli na granicach oraz deportacje nielegalnie przybyłych do kraju migrantów. Ten temat stał się wiodącym w kampanii przed przedterminowymi wyborami parlamentarnymi (23 lutego).
Niemcy. CDU oskarżana o "złamanie tabu"
W środę 29 stycznia z inicjatywy kandydata chadecji na kanclerza Friedricha Merza Bundestag uchwalił rezolucję, zapowiadającą wprowadzenie stałych kontroli na niemieckich granicach państwowych oraz zawracanie z granic osób bez dokumentów. Stało się to dzięki poparciu izolowanej do tej pory prawicowo-populistycznej AfD. Socjaldemokraci z SPD i Zieloni uznali to za "złamanie tabu". Merz tłumaczył później, że ciężar tej sprawy przeważa nad tym, że z poparciem AfD "czuje się nieswojo".
AfD, kierowana przez 45-letnią deputowaną do Bundestagu Alice Weidel, od lat buduje trzon swojego poparcia na niezadowoleniu z polityki migracyjnej zapoczątkowanej przez rząd Angeli Merkel. Weidel została niedawno wzmocniona - przez aklamację zdecydowano w partii, że będzie kandydatką na kanclerza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ostatnim pomiarze Instytutu Badawczego Forschungsgruppe z 30 stycznia po raz pierwszy od tygodni poparcie dla prowadzącej chadecji spadło poniżej 30 proc. AfD może liczyć na 21 proc. wskazań, wyraźnie dystansując socjaldemokratów Olafa Scholza i Zielonych.
Co ciekawe, wzrost poparcia dla AfD nie jest oceniany jako skutek zwrotu prawicowych radykałów ku centrum. - Obserwujemy zwrot ku radykalizacji. Partia miała pewien okres, w którym rozważała kurs na centrum. Ich doświadczenie pokazuje, że radykalizacja przynosi im popularność. Dlatego teraz notują poparcie rzędu 20-22 procent - powiedział w podcaście publikowanym przez Ośrodek Studiów Wschodnich Michał Kędzierski, analityk ds. polityki energetycznej, klimatycznej i transportowej Niemiec w OSW.
W praktyce AfD pozostaje jednak wciąż w politycznej izolacji. W Niemczech mówi się o "kordonie" - wyłączeniu z jakiejkolwiek koalicji. Z uwagi na populistyczny przekaz AfD nie może też liczyć na przychylność dużych mediów, wobec czego swój kampanijny przekaz jej liderzy kierują przede wszystkim poprzez media społecznościowe.
"AfD płynie na fali niepewności zatrudnienia"
Jak ocenia Aleksandra Kozaczyńska, specjalistka ds. Niemiec i Europy Północnej w OSW, AfD "płynie na fali niepewności związanej z zatrudnieniem (zwłaszcza wśród ludzi młodych), braku wzrostu płac realnych oraz wzrastających kosztów życia". - Niemieckie przedsiębiorstwa tracą na konkurencyjności międzynarodowej, co prowadzi do zamykania zakładów i zwolnień, a niekorzystna sytuacja demograficzna wymusza podwyższanie składek, zwłaszcza zdrowotnych i emerytalnych - wyjaśnia w rozmowie z money.pl ekspertka.
AfD walczy o głosy Niemców o poglądach przede wszystkim konserwatywnych i prawicowych, niezależnie od ich pozycji społecznej. Są to raczej Niemcy nie indywidualnie, lecz "historycznie" biedniejsi, tj. z regionów, które mniej korzystnie przetrwały zjednoczenie i transformację Niemiec Wschodnich oraz późniejszą globalizację i rozszerzenie UE na wschód. Można wymienić tu takie landy jak Saksonia oraz Turyngia - wskazuje Kozaczyńska.
Jak podkreśla, AFD neguje zjawisko ocieplenia klimatu, stąd politycy ugrupowania proponują odejście od zielonej transformacji (poprzez m.in. uchylenie limitów flotowych dotyczących emisji CO2 przez nowe samochody oraz wsparcie produkcji aut z silnikiem spalinowym). - Obarczają ją winą za zmniejszenie konkurencyjności niemieckich koncernów motoryzacyjnych na arenie międzynarodowej. Postulują także powrót do współpracy energetycznej z Rosją, by zapewnić w ten sposób niskie ceny energii dla przedsiębiorstw - podsumowuje ekspertka OSW.
W ocenie Ośrodka Studiów Wschodnich AfD zyskuje dzięki radykalizacji przekazu, która sprawdza się przede wszystkim w kwestii kryzysu migracyjnego. "Tonowanie narracji i tak nie pozwoli na wejście do koalicji rządowej w najbliższej kadencji. Celem ugrupowania jest zdobycie w przyszłym parlamencie pozycji najsilniejszej partii opozycyjnej z szeregiem instrumentów skutecznego wpływu na niemiecką politykę, co umożliwi AfD umocnienie się przed kolejnymi wyborami, które zamierza wygrać" - czytamy w komentarzu na stronie OSW.
Nie tylko migranci. Tak AfD mówi o gospodarce Niemiec
AfD idzie do wyborów nie tylko z antyimigranckimi hasłami. Partia akcentuje w swoim programie, że osoby ubiegające się o azyl nie powinny dostawać świadczeń pieniężnych, a rzeczowe. Opowiada się też za tym, by rząd ograniczył tzw. świadczenia obywatelskie dla legalnie przebywających w kraju cudzoziemców. "Zadbamy o to, aby setki tysięcy sprawnych fizycznie świadczeniobiorców powróciło na rynek pracy" - podkreśla partia w swoim programie.
Partia Weidel kwestionuje Zielony Ład i wszelkie prawo wdrażane przez Brukselę w tym kierunku, negując jakiekolwiek zmiany klimatyczne. "Zakazy dotyczące silników spalinowych oraz ogrzewania olejem i gazem muszą zostać zniesione. Niestety CDU nie jest w stanie tego zrobić" - podkreśla skrajna niemiecka prawica. Weidel zapowiedziała również, że jeśli AfD dojdzie do władzy, to jej rząd "zburzy wiatraki hańby", produkujące prąd z OZE i - w jej opinii - szpecące krajobraz.
AfD idzie do wyborów z obietnicą zwiększenia kwoty wolnej od podatku do 14 tys. euro. Partia postuluje też zniesienie podatku od emisji CO2 i obniżkę podatków od energii. "Zakończymy kosztowną 'transformację energetyczną' i odejdziemy od 'polityki klimatycznej' UE. Aby uzyskać tanią i niezawodną energię, Niemcy muszą powrócić do energetyki jądrowej i utrzymać elektrownie węglowe" - podkreśla partia. W populistycznym chwycie zaznaczają, że "tylko AfD chce zakończyć upadek Niemiec i rozpocząć nowy cud gospodarczy".
Niemiecka prawica zapowiada zwiększenie finansowania armii, ale bez podawania konkretów. AfD popiera ponadto przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej. Nie postrzega NATO jako kluczowego gwaranta bezpieczeństwa kraju.
Bartłomiej Chudy, dziennikarz money.pl