Przygraniczny Land Meklemburgia-Pomorze Przednie, czyli odpowiednik naszego województwa, szuka pedagogów w Polsce. Na swoich stronach internetowych publikuje ogłoszenia o pracę i kusi świetnymi z polskiego punktu widzenia pieniędzmi. Na start można zarabiać nawet do 3672 euro brutto, czyli ok. 16,7 tys. zł. Władze landu przygotowywały nawet stronę po polsku "Bądź nauczycielem w Meklemburgii".
Wymagania? Niemcy mówią o "uprawnieniach dydaktycznych" dostosowanych do konkretnego ogłoszenia. Co ze znajomością języka? Preferowani są oczywiście ci, którzy bardzo dobrze władają niemieckim. Jednak by wziąć udział w rekrutacji, wystarczy poziom B1, czyli średnio-zaawansowany. Zatrudniony w takim przypadku będzie jednak musiał przejść intensywne kursy, aż osiągnie poziom C1 (czyli zaawansowany).
Do połowy marca Niemcy chcą znaleźć 15 nauczycieli w przygranicznych miejscowościach. Nie precyzują jednak na razie, jakich przedmiotów mieliby uczyć pedagodzy.
Szkoły zatrudniają, Polacy się obawiają
Emil Dąbrowski od lat pracuje w niemieckich szkołach, choć mieszka w Szczecinie. Przekonuje, że Niemcy właściwie permanentnie szukają nauczycieli z Polski. Nie tylko w Meklemburgii. On sam pracuje w szkole Angermünde w Brandenburgii.
- Szkoły chcą zatrudniać Polaków. Nauczyciele z Polski mają jednak obawy, że ich niemiecki nie jest wystarczająco dobry. Nie zawsze słusznie. Szkoły tu naprawdę pomagają szlifować umiejętności, środowisko pedagogiczne jest bardzo pozytywnie nastawione do Polaków. Władze są wręcz wdzięczne Polakom, że chcą pracować w niemieckich szkołach - opowiada money.pl Dąbrowski.
Przekonuje, że żeby dostać pracę, nie trzeba mieć niemieckiego dyplomu. On skończył w Szczecinie studia pedagogiczne z zakresu wychowania fizycznego. Gdy zaczął pracować, podyplomowo skończył też matematykę.
- W każdym landzie system edukacji wygląda nieco inaczej, ale zasadniczo nauczyciel powinien mieć kompetencje do nauki dwóch przedmiotów - mówi. On uczy dzieci z klas 1-6 wspomnianych dwóch przedmiotów.
Czytaj też: Polska elektrownia atomowa. Niemcy straszą wielką katastrofą. Według eksperta bronią swoich interesów
"Weekend jest święty"
Jak się pracuje jako nauczyciel za Odrą? Dąbrowski opowiada, że warunki finansowe są bardzo dobre, bo po prostu jest to ceniony fach w Niemczech.
- Warto zauważyć, że w ogłoszeniach zawsze podawane są stawki brutto, bo w Niemczech ostateczna wypłata na konto zależy od wielu czynników. Nawet od tego, czy ktoś należy do jakiegoś kościoła, czy nie. Podatki w tym kraju są dość skomplikowane - mówi.
Pieniądze na start są jednak oczywiście zdecydowanie większe niż w Polsce, ale też rosną wraz z upływem przepracowanych lat i z nabywaniem nowych kompetencji. W efekcie co jakiś czas można liczyć na solidną podwyżkę, na przykład co dwa lata.
Jak wygląda "nabywanie kompetencji"? Emil Dąbrowski tłumaczy, że można liczyć m.in. na dofinansowanie studiów podyplomowych.
- Nie ma jednak tak, że nauczycieli wysyła się na zajęcia weekendowe. Weekend jest tu czasem odpoczynku i jest to przestrzegane. Nauczyciele dostają więc na przykład wolny poniedziałek, by pojechać na zajęcia do Berlina - tłumaczy.
Dofinansowanie nauki to nie wszystko. Pedagodzy, którzy mieszkają w Polsce, mogą też liczyć na kilometrówki za dojazdy. To istotne w przypadku takich nauczycieli, jak Emil Dąbrowski, którzy mają do swojej szkoły ok. 80 km w jedną stronę.
- Nie mam na co narzekać, naprawdę. Natomiast nie chciałbym porównywać niemieckiego systemu edukacji do polskiego, bo po prostu w Polsce nie miałem żadnych doświadczeń pedagogicznych - opowiada Dąbrowski, który pracuje za Odrą od ok. 7 lat.
Wcześniej pracował w Polsce jako dziennikarz. O starym fachu jednak też zupełnie nie zapomniał - jest prezenterem w serwisie "Wiadomości Szczecin" o najnowszych wydarzeniach z miasta.