Niemiecka gospodarka wychodzi z pandemicznego kryzysu obronną ręką – przynajmniej jeśli chodzi o bezrobocie. – Dzisiaj w Niemczech to pracodawca musi prosić np. malarza, by ten zechciał u niego pracować. A chętnych do pracy jest w Niemczech jak na lekarstwo – mówi Bartosz Dudek, dziennikarz Deutsche Welle.
Jak dodaje, Niemcy dwoją się i troją, by zapełnić pół miliona wakatów. Jednym z posunięć, które ma zachęcić wykwalifikowanych migrantów zarobkowych do podejmowania tam pracy, jest podniesienie obecnej minimalnej stawki z 9,50 euro do 12 euro za godzinę pracy od przyszłego roku.
Niemcy kuszą zarobkami
W Niemczech rosną też wynagrodzenia pracowników wykwalifikowanych. Pensje robotników budowlanych, zaczynające się od 1500 euro, dochodzą obecnie do 3200 euro miesięcznie, a elektrycy mogą liczyć nawet na 5000 euro miesięcznie.
Umowa koalicyjna, którą ma realizować nowy kanclerz Niemiec Olaf Scholz, przewiduje liczne ułatwienia i przyspieszenie procedury otrzymywania niemieckiego obywatelstwa przy jednoczesnej możliwości zachowania przez migrantów paszportu kraju pochodzenia.
Czytaj też: Nowy rząd w Niemczech. Polskim firmom będzie łatwiej dogadać się z naszym zachodnim sąsiadem niż rządowi PiS
Czy polscy pracodawcy powinni zacząć się już bać? I czy działania Niemców mogą przyczynić się do jeszcze większego nasilenia presji płacowej w Polsce, a co za tym idzie - większego nakręcenia spirali inflacyjnej?
– Polscy przedsiębiorcy muszą stanąć do konkurencji i podnieść pracownikom zarobki. W przeciwnym razie niemieckie firmy mogą im ogołocić rynek pracy z fachowców – ocenia Bartosz Dudek.
Jednak zdaniem Jakuba Rybackiego, analityka zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, podniesienie płacy minimalnej w Niemczech nie będzie miało znaczącego wpływu na polski rynek pracy.
- Począwszy od 2015 roku obserwujemy wyraźny trend spadkowy liczby osób emigrujących do naszego zachodniego sąsiada. O ile w pierwszej dekadzie nowego milenium było to 14 tys. osób rocznie, to teraz jest to niecałe 5 tys. pracowników - przypomina ekonomista i dodaje, że to efekt dynamicznego wzrostu wynagrodzeń w Polsce. – Wzrost zamożności gospodarstw domowych w kraju jest wyraźnie szybszy niż w Niemczech - podkreśla.
Dodaje, że podwyżka płacy minimalnej w Niemczech podniesie wynagrodzenia głównie we wschodnich, uboższych landach, np. Brandenburgii czy Meklemburgii. - Polscy migranci pracują w zupełnie innych regionach. Emigrują raczej do zachodnich i południowych landów, gdzie pensje już teraz są wyższe - zauważa Rybacki.
Z kolei profesor Paweł Wojciechowski, były minister finansów i wiceprezes Pracodawców RP, podkreśla, że decyzja o skokowym wzroście płacy minimalnej w Niemczech została upolityczniona. Przypomina, że Niemcy wprowadziły ogólnokrajową płacę minimalną dopiero w 2015 r., pod naciskiem socjaldemokratów, którzy dzisiaj współrządzą krajem.
Nasz rozmówca podkreśla, że zarówno niemiecka, jak i polska gospodarka jako nieliczne w Europie w czasie pandemii poradziły sobie z widmem wzrostu bezrobocia, i że są to gospodarki komplementarne.
- O ile niemiecka gospodarka ma według zapowiedzi nowego rządu w Berlinie opierać się już na nowych technologiach, a więc i automatyzacji, o tyle polska gospodarka zbudowana jest głównie na kapitale ludzkim – przypomina profesor.
Jego zdaniem - podobnie jak zdaniem Bartosza Dudka - polscy przedsiębiorcy mogą poczuć silne wysysanie naszej kadry, ale głównie wysokospecjalistycznej: inżynierów i informatyków, bo tacy są teraz za Odrą bardzo potrzebni.
Z pracownikami niższego szczebla takiego zjawiska raczej nie powinno być. Wyjątkiem mogą być tylko opiekunki osób starszych, które zgodnie z orzeczeniem niemieckiego Sądu Najwyższego, mają zostać objęte nową płacą minimalną.
Ukraińcy się skuszą?
A co z Ukraińcami, którzy przyjeżdżają do nas za pracą? Czy zmienią swoje preferencje i wybiorą Niemcy? Profesor Wojciechowski przytacza ostatnie dane ZUS, z których wynika, że w Polsce odprowadzane są składki za ok. 900 tys. cudzoziemców. 75 proc. z nich stanowią Ukraińcy. - To aż o 40 proc. Ukraińców więcej, niż było przed pandemią w 2019 roku – porównuje prof. Wojciechowski.
Jak podkreśla profesor, Ukraińcy podejmują pracę w Polsce, mimo że od marca 2020 r. Niemcy złagodziły swoje przepisy i nie wymagają już od migrantów zarobkowych ani dobrej znajomości ich języka, ani okazania wystarczających środków na przeżycie. - Ukraińcy zarabiają w Polsce średnio o 30 proc. mniej niż Polacy z porównywalnymi kompetencjami, a jednak wybierają Polskę – zauważa nasz rozmówca.
- Polska wygrywa w wyścigu o pracowników z Ukrainy czy Białorusi poprzez bliskość kulturową – tłumaczy Monika Fedorczuk, ekspert rynku pracy z Konfederacji Lewiatan. Ekspertka podkreśla, że pracownicy z tych krajów mają stosunkowo dużą łatwość w nawiązaniu kontaktu z uwagi na podobieństwo języka, a jeśli decydują się na migrację z rodziną, to też mają ułatwioną sprawę, bo wiele szkół w Polsce jest już przygotowanych do pracy z dziećmi obywateli tych krajów.
Również Artur Skiba, prezes agencji Antal, uważa, że podwyżki płac za Odrą nie skuszą wielu Polaków ani też Ukraińców, którzy u nas pracują, do wyjazdu zarobkowego. – Im niższe stanowisko, tym mniejsza też chęć alokacji. Poza tym polski rząd wspiera rodziny finansowo – przypomina prezes Skiba i dodaje, że Ukraińcy czują się w Polsce jak u siebie, ale też wolą być bliżej swoich domów i rodzin.
Tymczasem w Niemczech czekałaby ich duża konkurencja na rynku pracy. Niemcy zasysają bowiem potrzebnych im pracowników zewsząd: zarówno z Europy (Polska, Bułgaria, Rumunia, a obecnie głównie Bałkany), jak i spoza Unii (Turcja, Syria, Irak).
– Napięta sytuacja na Ukrainie może faktycznie sprawić, że niewielka część migrantów zdecyduje się na wyjazd bezpośrednio do Niemiec z pominięciem Polski, ale nie demonizowałbym tego zjawiska – ocenia nasz rozmówca.
Zdaniem Skiby drenaż naszego rynku przez Niemców już trwa, ale w zawodach informatycznych. - Polskim programistom proponowana jest praca zdalna przez niemieckie firmy, które nie mają nawet siedziby w Polsce. Osoby te zarabiają bardzo wysokie stawki w euro, pracując z domu w Polsce i nie ponosząc kosztów życia w Niemczech – podaje przykład prezes Skiba.