Dziennik "Tageszeitung" ("TAZ") pisze o powrocie "wiecznie niedocenianego" Tuska. Jak czytamy w korespondencji "Deutsche Welle", na szczycie Tusk będzie się jasno opowiadał za większą pomocą Ukrainie. W czasach, gdy zajmował stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, był "regularnie niedoceniany" – stwierdza warszawska korespondentka gazety Gabriele Lesser.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niemieckie media prześwietlają Donalda Tuska. Nie chce zniesienia prawa weta
"Tusk będzie także agitował na rzecz rozszerzenia UE, ale będzie głosował przeciwko uchyleniu prawa weta poszczególnych państw członkowskich w niezbędnym procesie reform wewnętrznych UE" - pisze "TAZ". Dziennik przyjmuje to za pewnik. Dlaczego?
"W tej kwestii zgadza się z innymi, głównie wschodnioeuropejskimi liderami rządów, których kraje przystąpiły do UE w 2004 roku. Obawiają się oni, że w sprawach kluczowych dla ich własnych interesów na Wschodzie zostaną zepchnięci na margines przez starszych członków z Zachodu. Z drugiej strony, Tusk pragnie, aby UE była silna i mogła konkurować w światowej polityce z potęgami światowymi" - przekonuje korespondentka.
Przypomnijmy, że w listopadzie Parlament Europejski przyjął dokument, w którym jest propozycja rezygnacja z zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w 65 obszarach i przeniesienie kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom UE m.in. poprzez utworzenie dwóch nowych kompetencji wyłącznych UE - w zakresie ochrony środowiska oraz bioróżnorodności. PiS już po kampanii wyborczej podnosiło, że to zamach na suwerenność naszego kraju i straszyło zniszczeniem państw narodowych. Zdaniem komentatorów było to jednak polityczne "bicie piany".
- Jesteśmy przeciw pozbawianiu państw członkowskich UE prawa weta; nasi europosłowie głosowali przeciw propozycjom zmian traktatów unijnych. Na szczęście do wprowadzenia zmian długa droga - starczy sprzeciw jednego państwa, żeby sprawa upadła - mówił wtedy poseł PSL-Trzeciej Drogi Władysław Teofil Bartoszewski.
"Dopiero wtedy stanie się nadzieją Europy"
To jednak nie koniec. Cytowany przez "DW" tygodnik "Die Zeit" pisze o nadziei, jaka związana jest z Donaldem Tuskiem. Już teraz jego wybór to "ulga dla liberałów w UE". "Zamiast dryfować dalej w kierunku orbanokracji, akurat Polska staje się kotwicą w Brukseli, podczas gdy w Holandii zwyciężył skrajnie prawicowy Geert Wilders" – pisze Olivia Kortas.
Na szczyt UE Tusk przyjeżdża jako "doświadczony proeuropejski polityk, jako przedstawiciel dużego kraju, który zyskał na pewności siebie. Jeśli Tuskowi uda się ponownie zdemokratyzować Polskę, osiągnie coś historycznego. Dopiero wtedy naprawdę stanie się nadzieją Europy, w której politycy coraz częściej zrywają z demokratycznymi zasadami" – czytamy.
W UE będą tarcia
Z kolei ekonomiczny dziennik "Handelsblatt" pisze o "prawdziwym przełomie w Polsce" i zaznacza, że powrót Polski do grona tych państw europejskich, które cenią sobie praworządność i są pozytywnie nastawione do UE "ma nieocenione znaczenie dla projektu Europa".
Teraz powrót do wolnościowej rodziny Europejczyków też spowoduje tarcia. Tusk pretenduje do roli lidera. Będzie chciał wypełnić próżnię, którą w szczególności pozostawiły Niemcy. Ani kanclerz Angela Merkel, ani jej następca Olaf Scholz nie odegrali aktywnej roli w kształtowaniu polityki europejskiej – pisze cytowana przez DW" Jens Muenchrath w "Handelsblatt".
Przewiduje, że Francja będzie miała problem z "mniej lub bardziej bezwarunkową proamerykańską postawą Polski", a jeżeli chodzi o "konfrontacyjną postawę wobec Rosji" Warszawa jest "mniej przezorna niż Paryż i przede wszystkim Berlin", bo w swojej historii wielokrotnie doświadczyła, jak imperialistyczni autokraci z Niemiec i Rosji postrzegali Polskę.
W każdym razie "europejski środek ciężkości przesunie się dalej na wschód", a nowy początek mogłoby zasygnalizować "szybkie ożywienie formatu dialogu Trójkąta Weimarskiego między Paryżem, Berlinem i Warszawą". A nawet więcej: "otwarta na świat, a przede wszystkim Europę Polska mogłaby otworzyć nowe ścieżki", takie które prowadzą do czegoś, co Macron nazywa "strategiczną suwerennością" – komentuje "Handelsblatt".