Kołobrzeg to według GUS najczęściej odwiedzane polskie miasto po Warszawie i Krakowie. Gdy byliśmy tam jednak w połowie maja, kurort był właściwie pusty.
- Bez Niemców to miasto nie żyje - powtarzali lokalni przedsiębiorcy.
Jak jest w czerwcu? Sezon urlopowy już się rozpoczął, otwarto też granice. Niemcy więc mogą przyjeżdżać. - Widać ludzi, promenada jest pełna - cieszy się Michał Kujaczyński, rzecznik prezydenta miasta.
Co na to lokalni przedsiębiorcy? Adam Hok, dyrektor hotelu Shuum, mówi, że od czerwcowego długiego weekendu sytuacja wygląda już naprawdę dobrze.
- Są pełne parkingi pod hotelami, my mamy bardzo dużo rezerwacji. A ci, którzy przyjeżdżają, często przedłużają swój wypoczynek - opowiada w rozmowie z money.pl.
- Na pewno czuć powiew optymizmu. Zwłaszcza, że przez kilka miesięcy byliśmy zupełnie zamknięci i odcięci od wszelkich wpływów - opowiadają jednym głosem przedsiębiorcy z Kołobrzegu. Wystarczy jednak porozmawiać z nimi trochę dłużej, by usłyszeć obawy. Zwłaszcza przed jesienią.
Niemcy wracają, ale niekoniecznie do uzdrowisk
Kołobrzeg jest uwielbiany zwłaszcza przez seniorów z Niemiec, którzy przyjeżdżają tam na wypoczynek uzdrowiskowy.
- Tu jest gorzej, goście z uzdrowisk to ciągle przedstawiciele grupy największego ryzyka, jeśli chodzi o koronawirusa - mówi w rozmowie z money.pl Mariusz Ławro, prezes Regionalnego Stowarzyszenia Turystyczno-Uzdrowiskowego. Jak dodaje, w uzdrowiskach na ten moment odwołano około 30 proc. przyjazdów na ten sezon.
- Mamy na szczęście dużo nowych zapytań. Jednak 85-90 proc. z nich to turyści z kraju, reszta - z Niemiec - słyszymy w uzdrowisku Bałtyk. Choć jest tam zainteresowanie, jest też ciągle trochę wolnych miejsc.
Puste plaże i promenada - tak wyglądał Kołobrzeg w połowie maja. Teraz wszystko się zmieniło
- Jeśli chodzi o sezon, to pewnie się obronimy. Problem stanowi jesień - mówi Mariusz Ławro. Jak dodaje, klienci indywidualni chcą jeździć na wakacje. - Jednak zupełnie załamały się wyjazdy grupowe - mówi.
A to takie wyjazdy pozwalają żyć Kołobrzegowi poza sezonem. Chodzi o przyjazdy niemieckich turystów, zwłaszcza seniorów, który wolą Bałtyk poza wakacjami. Ale też o wyjazdy firmowe, konferencyjne. Takich zapytań i rezerwacji nie ma teraz właściwie w ogóle. Niektórzy przedstawiciele branży przedstawiają czarne scenariusze: gdy tylko sezon się skończy, czeka nas fala zamknięć hoteli, uzdrowisk i innych nadmorskich biznesów.
Mariusz Ławro sugeruje, że państwo może pomóc tu branży. Choćby rozszerzając bon turystyczny. - Na bon szkoleniowy dla firm - opowiada. Idea jest taka, by polskie firmy dostawały bony na organizację szkoleń w miejscowościach turystycznych jesienią czy zimą.
Zdaniem Regionalnego Stowarzyszenia Turystyczno-Uzdrowiskowego, skorzystałyby na tym zarówno hotele, jak i polskie firmy, których pracownicy w ten sposób mogliby podnieść swoje kwalifikacje. Ale zdaniem Ławro, to też mogłaby być pomoc dla uderzonej wyjątkowo mocno przez kryzys branży eventowej.
Klienci korzystają?
Według branży, na sytuacji korzystają nieco turyści.
- Ceny w hotelach nie rosną - zapewnia Jan Wróblewski z firmy Zdrojowa Invest. I opowiada, jak niedawno jego klienci chcieli się spytać o ceny w należącym do firmy aqauparku w innych modnym kurorcie - Świnoujściu. Na stronie natomiast były ceny z 2018 roku.
Wróblewski odpowiedział, że ceny są aktualne, bo po prostu nie zmieniły się od tamtej pory.
Przedsiębiorcy przestrzegają jednak, że jeśli ziści się najczarniejszy scenariusz - i jesienią będą wielkie upadki hoteli nad Bałtykiem, to klienci będą już na tym tylko tracić.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie