"Blitz lockdown", czyli błyskawiczny lockdown - tak niemiecki tabloid "Bild" nazywa decyzję o zamknięciu gospodarki od 16 grudnia do 10 stycznia. Przez blisko miesiąc zamknięta będzie większość sklepów oraz usług. Niemcy na święta Bożego Narodzenia i przed sylwestrem nie wybiorą się ani do kosmetyczki, ani do fryzjera.
Za naszą zachodnią granicą pozostaną otwarte sklepy spożywcze, drogerie, apteki i stacje benzynowe. Restauracje mogą sprzedawać dania tylko z dostawą lub na wynos. Szkoły przestawią się na naukę zdalną, a liczba uczestników spotkań jest ograniczona do minimum. Może to być zaledwie 5 osób z dwóch gospodarstw domowych.
Warto to podkreślić: Niemcy zamykają się na niespełna tydzień przed świętami, w czasie klasycznej zakupowej gorączki. - Jest mi przykro, jest mi z całego serca przykro - mówiła Angela Merkel podczas jednego z ostatnich wystąpień.
- Zostaliśmy zmuszeni do działania - powiedziała w momencie ogłaszania nowych restrykcji. Kanclerz Merkel od dłuższego czasu powtarza, że nieodpowiedzialne zachowanie podczas przerwy świątecznej sprawi, że dla "mamy, taty, babci i dziadka mogą to być ostatnie święta".
- Nieodpowiedzialność skończy się ostatnimi świętami z bliskimi - podkreślała. I mówiła o tym, że kolejni epidemiolodzy błagają o znaczne ograniczenie kontaktów. W tej chwili jeden zakażony przekazuje chorobę więcej niż jednej osobie. I choć kanclerz Merkel nie mówi tego wprost, to nie ma wątpliwości, że tak należy jej czyny odczytywać: normalne święta i zakupy Niemcy przypłaciłyby wieloma zgonami. W ocenie Merkel - niepotrzebnymi.
Dlaczego jest to "lockdown błyskawiczny"? Bo kanclerz Angela Merkel i premierzy wszystkich krajów związkowych ustalili szczegóły na wideokonferencji, która trwała krócej niż godzinę. Zwykle do wspólnych wniosków dochodzili po długich godzinach negocjacji. Zwykle też nie wszystkie kraje związkowe wprowadzały identyczne obostrzenia. Dziś się to zmieniło.
Dziennik "Handelsblatt" pisze, że oto kanclerz Merkel ogłosiła święta pod znakiem epidemii. Jak zauważa "Detsche Welle", większość niemieckich mediów informuje, że obostrzenia są konsekwencją nadmiernego poluzowania przepisów w ostatnich tygodniach. - Połowiczny lockdown nie pomógł - piszą komentatorzy. I zamiast o religijnych "10 przykazaniach" piszą o "10 zakazach".
Czytaj także: Biedronka ukarana. Będzie musiała zapłacić 723 mln zł
Warto przy okazji zwrócić uwagę na sytuację epidemiczną w Niemczech. W ciągu ostatnich 7 dni służby poinformowały o 166 tys. potwierdzonych zakażeniach. W przeliczeniu na każde 100 tys. mieszkańców Niemiec to 201 zakażeń. Jednocześnie ostatni tydzień to 2,8 tys. zgonów. Na każde 100 tys. mieszkańców tego kraju w ciągu ostatniego tygodnia umarło statystycznie 3,5 osoby.
I tu warto się zatrzymać na chwilę. Niemieckie statystyki zakażeń są… zbliżone do polskich. W ciągu ostatniego tygodnia (czyli od 7 do 14 grudnia) służby wykryły 72,7 tys. zakażeń. To 189 infekcji na każde 100 tys. obywateli. Mamy za to niemal dwa razy więcej ofiar - blisko 2,8 tys., czyli ponad 7 na każde 100 tys. mieszkańców.
Jak wynika z analizy money.pl, pod względem liczby zakażeń Niemcy w niedzielę (w dniu podejmowania decyzji o lockdownie) byli na piątym miejscu w Europie. Więcej infekcji wykryli Brytyjczycy, Francuzi, Włosi oraz Rosjanie. Pod względem śmiertelności Niemcy byli na czwartym miejscu w Europie. Tuż za nimi była Polska.
Niemcy w codziennych raportach epidemicznych informują o tym, gdzie w tej chwili są największe ogniska koronawirusa.
I tak wysoki wskaźnik zakażeń obserwowany jest w domach opieki, ale również w placówkach edukacyjnych. Jak wskazuje Instytut Roberta Kocha - główny organ doradczy kanclerz ws. COVID-19 - sporej części infekcji nie da się już wytropić. Uniemożliwia to skala zakażeń.
Co zatem zdecydowało o wprowadzeniu lockdownu? Sytuacja w szpitalach. Niemcy uznali, że są regiony, które nie są w stanie zapewnić dostatecznej opieki medycznej. W tym kraju na oddziałach intensywnej terapii jest w tej chwili 4,5 tys. osób. Z tego ponad 2,6 tys. potrzebuje wsparcia respiratora.
Czytaj także: Czerwcowe emerytury. Rząd likwiduje pułapkę
Dla przykładu w Polsce liczba zajętych respiratorów to około 1,8 tys. Ministerstwo Zdrowia nie informuje, ilu pacjentów w Polsce wymaga intensywnej terapii, podaje wyłącznie liczbę zajętych łóżek.
Angela Merkel zwróciła również uwagę na niekorzystne trendy. W poniedziałek Niemcy poinformowali o ponad 16 tys. nowych infekcji. To blisko 4 tys. więcej niż jeszcze tydzień temu.
W wielu krajach Europy listopadowe zamknięcia pozwoliły znacznie zbić liczbę nowych zakażeń. W Niemczech tak się nie stało.