Chiny przez lata zaprzeczały, że stosują przemoc wobec Ujgurów, czyli jednej z mniejszości zamieszkujących Ujgurski Autonomiczny Region Sinciang (Xinjiang) na zachodzie kraju.
Od dłuższego czasu nie mogą już więcej kłamać na ten temat, gdyż zbyt wiele dowodów bezsprzecznie wskazuje na to, że na terenie Chin znajduje się kilkaset (prawdopodobnie 400 na terenie samego regionu Sinciang) obozów pracy i obozów reedukacyjnych.
Trafić do nich może tak naprawdę każdy Ujgur – bez wyroku sądu, tak naprawdę za sam tylko fakt przynależności do narodu, który przez Pekin uznawany jest za element niepożądany.
Unia Europejska i Stany Zjednoczone potępiają istnienie obozów i wzywają Pekin do zaprzestania nękania Ujgurów, ale na słowach potępienia się kończy. W praktyce niekiedy okazuje się, że z niewolniczej pracy Ujgurów korzystają Europejczycy i Amerykanie, gdyż na terenie Sinciang znajduje się wiele zakładów produkcyjnych, z których towary następnie wysyłane są na cały świat.
Ilekroć taka sytuacja zostaje nagłośniona, producent, który miał nie wiedzieć, że towary które zlecił do wykonania w Chinach, wykonane były przez Ujgurów, przeprasza i obiecuje, że bardziej starannie będzie kontrolował proces produkcyjny.
Oczy obrońców praw człowieka ściągnął na siebie Volkswagen, który już siedem lat temu otworzył fabrykę samochodów w regionie Sinciang. Pisze o tym PAP, powołując się na niemieckie media.
"Jeśli narysujemy okrąg o promieniu 30 kilometrów wokół fabryki Volkswagena, zobaczymy 25 więzień i obozów. W całym regionie Sinciang badacze udokumentowali prawie 400 takich obiektów. Do obozów tych mogło trafić nawet 1,8 miliona Ujgurów, Kazachów i innych mniejszości muzułmańskich" – czytamy w artykule "Die Zeit".
Cytowany przez magazyn niemiecki etnolog Adrian Zenz nie ma wątpliwości, że przedsiębiorstwa działające w regionie są współwinne represji państwowych.
Spośród największych międzynarodowych producentów samochodów Volkswagen był jedynym, który dał się zwabić do regionu.
Lokalizacja nie jest dziełem przypadku
Niemieccy komentatorzy nie mają wątpliwości, że wybierając lokalizację, Volkswagen kierował się właśnie dostępnością taniej, niemalże bezpłatnej siły roboczej.
"Warunki w regionie są zbyt niekorzystne dla fabryki samochodów. Nie ma tam dostawców i brakuje infrastruktury. Poszczególne części muszą być transportowane tysiące kilometrów" – czytamy w "Die Zeit".
Chiński archipelag gułag. Milion więźniów w obozach
Czy mimo wszystko budowa fabryki w tak niesprzyjającym miejscu okazała się sukcesem? Okazuje się, że nie. Koncern planował budować rocznie 50 tys. pojazdów, a z taśm produkcyjnych zjeżdża ich zaledwie 20 tys. To ułamek z około czterech milionów samochodów, które co roku zjeżdżają z linii produkcyjnych w chińskich fabrykach grupy.
"Zakład był gorzką pigułką, którą firma musiała przełknąć, aby otworzyć nowe lukratywne zakłady we wschodnich Chinach" – konkluduje niemiecki tygodnik.
KE "wyraża zaniepokojenie"
Komisja Europejska "wyraziła zaniepokojenie" informacjami o tym, że VW mógł wykorzystywać pracowników przymusowych.
"Unia Europejska wielokrotnie i jasno wypowiadała się na temat sytuacji Ujgurów, wyrażając poważne zaniepokojenie politycznymi obozami reedukacyjnymi, inwigilacją i ograniczeniami wolności religii i przekonań. Polityka zastosowana w Sinciangu wydaje się nieproporcjonalna do deklarowanego przez Chiny celu walki z terroryzmem i ekstremizmem" – czytamy w oświadczeniu Komisji.