155 mln euro to w przeliczeniu niemal 670 mln zł. Właśnie tyle resort obrony RFN wydał przez sześć miesięcy na korzystanie z firm konsultingowych.
Kwota ta została przekazana do wiadomości po interpelacji jednego z lewicowych posłów. Suma może robić wrażenie, bo wszystkie pozostałe resorty niemieckiego rządu w tym samym czasie na doradców wydały 178 mln euro. Ministerstwo spraw wewnętrznych wydało na przykład ok. 78 mln. euro.
Czemu więc potrzeby ministerstwa obrony były pod tym względem tak duże? Thomas Silberton z ministerstwa usprawiedliwiał wydatki niezwykle skomplikowanym procesem cyfryzacji niemieckiej armii. Wyjaśniał też, że 109 mln euro z całej kwoty trafiło do niemieckiej firmy BWI.
Czytaj też: MON wyda blisko 2 mld zł na remont starych czołgów. "Zdecydowano się na ilość, a nie na jakość"
Nie wszystkich jednak te wytłumaczenia satysfakcjonują. Sprawa jest tym bardziej kontrowersyjna, że do połowy lipca niemieckim MON kierowała Ursula von der Leyen, świeżo wybrana na przewodniczącą Komisji Europejskiej.
- Ursula von der Leyen uczyniła ze swojego ministerstwa eldorado dla doradców. Pytanie, czy nowa minister obrony odeśle poszukiwaczy złota do domu z kwitkiem - pytał poseł Lewicy Matthias Hoehn.
Czytaj też: Niemcy rekordowo zaludnione. Dzięki imigrantom
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl