Niemiecki dziennik "Die Welt" pyta wprost: "czy Polska będzie Włochami drugiej fali epidemii?". W materiale przywołuje apel Polskiej Akademii Nauk, która ostrzega, że zablokowana służba zdrowia to prawdziwa tragedia.
Materiał zobrazowany jest wykresem zakażeń w Polsce i w Niemczech. Linia pokazująca sytuację w Polsce od dawna "wyprzedza" niemiecką.
Stan, przed którym ostrzega PAN, wcale nie jest daleko. Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, blisko 8,3 tys. osób w tej chwili musi być leczonych w polskich szpitalach.
W całym kraju jest za to 15 tys. łóżek, choć przecież nie wszystkie są równo rozmieszczone. Stąd są regiony - takie jak Mazowsze, Małopolska czy Wielkopolska - w których stopień zapełnienia jest o wiele wyższy niż ogólnokrajowy.
Z kolei 672 osoby wymagają nieustannego wsparcia respiratora. To oznacza, że połowa sprzętu jest już zajęta. Jeszcze kilka tygodni temu przygotowanych dla pacjentów było 800 respiratorów. Dziś to nieco ponad 1 tys.
W ostatnim czasie niemiecka prasa wyjątkowo często pochyla się nad sytuacją Polski. W ubiegłym tygodniu temat podchwycił "Berliner Zeitung". Dziennik ze stolicy naszych sąsiadów przywoływał opinie lekarzy, którzy mówili o przeciążeniu systemu.
Z kolei "Sueddeutsche Zeitung" sprawę określił krótko: "zapaść". Dziennik przypomina, że polscy specjaliści wskazywali, że tylko do poziomu 2 tys. zakażeń każdego dnia system będzie w pełni wydolny. Dziś mierzymy się za to z liczbami ponad cztery razy wyższymi. Jednocześnie dziennik przypominał, że masa specjalistów z Polski od dawna pracuje na Zachodzie - w tym również w Niemczech.
Biznes w strachu przez brak Niemców
Sytuacja jest nie tylko groźna epidemicznie, ale również biznesowo. Poturbowana przez pierwszą falę wirusa branża turystyczna już się zastanawia, co dalej. Bo bez przyjezdnych z Zachodu o zyskach trudno marzyć. A i o najzwyklejsze utrzymanie będzie trzeba walczyć.
- I co mają pomyśleć Niemcy, gdy w prasie i mediach słyszą o koronakryzysie w Polsce? Oczywiście, że takie publikacje nie pomagają branży turystycznej. Równie mocno nie pomaga budowanie wrażenia, że w Polsce wszystkie decyzje zapadają na ostatnią chwilę. Efekt może być tylko jeden i jest to niestety odpływ turystów zza granicy - mówi money.pl Jan Wróblewski, współzałożyciel sieci hoteli Zdrojowa Hotels. Firma ma hotele np. nad polskim morzem.
- Turyści z dalekich krajów w tym roku do nas nie dotarli. Podczas wakacji tłumnie odwiedzali nas za to Niemcy i zwykle to zainteresowanie Polską trwało przez kolejne miesiące. Nie były to poziomy z ubiegłego roku, ale był to znaczny dopływ gotówki. I każdy liczy, że takie źródło pojawi się również po sezonie. Dziś wydaje mi się, że będzie o to wyjątkowo trudno. Niemcy po prostu przestaną przyjeżdżać, jeżeli nie zadbamy o to, jak o naszym kraju myślą i czy czują się pewnie. A właśnie tej pewności im potrzeba - mówi Wróblewski.
- Branża turystyczna jest jedną z najbardziej poszkodowanych w wyniku obecnej pandemii - mówi money.pl Paula Kukłowicz, analityk z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. I jak wynika z danych: bez turystów z Niemiec i Wielkiej Brytanii ludzie żyjący z turystyki nie staną na nogi.
Turyści z Niemiec stanowią blisko 25 proc. wszystkich przyjezdnych. Z 20 mln przyjezdnych gości w 2019 roku, to nasi zachodni sąsiedzi stanowili 7 mln. Z kolei Brytyjczyków było tylko milion (a i tak stanowią jedną z głównych przyjezdnych nacji). Takiego uzależnienia nie sposób spotkać w innych miejscach.
Im więcej przyjezdnych zza granicy, tym lepiej dla biznesu. A powód jest prosty. Zagraniczny turysta po prostu wydaje więcej. - W całym 2019 roku turyści zagraniczni odpowiadali za zaledwie 20 proc. łącznej liczby udzielonych noclegów i aż 55 proc. wydanych pieniędzy w związku z odbywaną podróżą - wylicza Kukłowicz.
Od marca do lipca tego roku Polskę odwiedziło 573 tys. zagranicznych turystów. Rok temu? W tym samym czasie różne zakątki naszego kraju oglądało aż 3,4 mln osób zza granicy. To sześć razy więcej. Nie przyjechali, nie wydali pieniędzy.
- W obecnej sytuacji turystyce zagranicznej daleko do powrotu na ścieżkę sprzed pandemii - mówi Kukłowicz.
Jak wynika z jej analizy, statystycznie Polak na pięć dni wakacji w kraju wydaje 1 tys. zł. Na wyjazdy zagraniczne już 2,7 tys. zł. I taka sytuacja ma miejsce również w innych krajach, czyli np. gdy Niemiec lub Niemka przyjeżdżają do Polski. - Wyjazdy zagraniczne zawsze generują większe koszty i zarazem zyski dla gospodarki niż wyjazdy krajowe - tłumaczy.
W money.pl pokazywaliśmy już np. Kołobrzeg podczas majowej pustki. Wtedy również nie było przyjezdnych zza granicy. A komentarze dobitnie podsumowywały sytuację. - Bez Niemców to miasto nie żyje, tu jest dramat - mówili wtedy lokalni przedsiębiorcy. Według raportu GUS ponad 97 proc. zagranicznych gości w Kołobrzegu to właśnie nasi zachodni sąsiedzi.
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego już można wywnioskować, że ten sezon dla branży nastawionej na turystę z Niemiec jest wielką dziurą. W ubiegłym roku w lipcu i sierpniu było w Polsce około pół miliona turystów zza naszej zachodniej granicy. Ten rok to tylko 300 tys.
Zwykle do końca roku przyjeżdżało 600 tys. Niemców. I to właśnie o tę liczbę najbardziej boją się hotelarze. Może się okazać, że tracą utrzymanie poza sezonem.