Obecnie firmy wysłały część pracowników do pracy zdalnej z przymusu. Jednak gdyby taka możliwość pozostała po ustąpieniu zarazy, może mocno wpłynął na rynek nieruchomości - pisze "Puls Biznesu".
Według firmy Antal około 2,5 mln pracowników może wykonywać pracę spoza biura. To 15 proc. ogółu zatrudnionych. Jeśli firmy nie będą musiały zapewnić im miejsca w biurze, to będą mogły zmniejszyć powierzchnię biur (lub wynegocjują lepsze stawki najmu, bo na tę powierzchnię będzie mniej chętnych innych firm).
Będą mogły też obniżyć koszty, bo będą mogły szukać do pracy ludzi spoza dużych miast (gdzie koszty życia, na czele z mieszkaniem, są niższe), oferując im niższą pensję koszty zatrudniając tańszych pracowników z mniejszych miejscowości.
Z kolei dla pracowników, którzy dziś są przywiązani do dużych miast dlatego, że są w nich firmy oferujące dobrą pracę, będzie to oznaczało możliwość poszukania miejsca do życia w mniejszych miejscowościach.
- Jeśli ktoś może pracować zdalnie, to po co ma kupować mieszkanie za 457 tys. zł w Warszawie, jeśli w Kielcach takie samo kosztuje 210 tys. zł? Jednym z efektów rozpoczynających się zmian może być zmniejszenie zapotrzebowania na mieszkania w największych miastach i wzrost w tych, gdzie ceny są niższe - mówi dla "Pulsu Biznesu" Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera.
To by oznaczało zupełne odwrócenie trwającego od lat trendu: mieszkania w dużych miastach drożeją do absurdalnych poziomów, a w mniejszych rosną bardzo powoli. Zarazem w wielkich ośrodkach przybywa mieszkańców, a mniejsze się wyludniają.
Zdaniem Sadowskiego praca zdalna może zmniejszyć skalę migracji do największych miast i zwiększyć do tych mniejszych. Najbardziej będzie się bowiem opłacało mieszkać tam, gdzie koszty życia są niskie, a pracować dla firmy z dużego miasta, w której można dużo zarobić.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl