- Inflacja nie ma negatywnego wpływu na zasobność portfeli Polaków. Wszystkie wynagrodzenia i świadczenia emerytalne rosną znacznie szybciej niż inflacja. Dotyczy to także najmniej zarabiających – powiedział w lipcu prezes NBP Adam Glapiński. Podobny pogląd wyraził ostatnio premier Mateusz Morawiecki pytany o najwyższy od dekady wzrost cen.
Czy faktycznie? Inflacja stanowi formę ukrytego podatku. Ukrytego, ponieważ nie wprowadza go ustawą parlament. Podatku, ponieważ beneficjentem inflacji jest sektor finansów publicznych, czyli państwo.
W ubiegłym roku średnie miesięczne wydatki na jedną osobę w gospodarstwie domowym wyniosły 1210 zł - wynika z danych GUS. Przy pięcioprocentowej inflacji przeciętny Polak, chcąc zachować swój standard życia, wyda o ok. 60 zł miesięcznie więcej. Jeśli taka inflacja utrzymałaby się przez 12 miesięcy, oznacza to wzrost wydatków o ok. 720 zł rocznie.
W lipcu ceny w Polsce wzrosły średnio o 5 proc. w porównaniu z lipcem ubiegłego roku. Prezes NBP ma rację mówiąc, że w tym samym czasie rosną także zarobki. Problem w tym, że nie wszystkim rosną tak samo.
Podczas gdy średnia płaca brutto w sektorze przedsiębiorstw (czyli w firmach zatrudniających powyżej 9 osób) poszła w górę o 9,8 proc. w skali roku, przeciętna emerytura i renta wzrosły mniej, bo o 6,5 proc. - wynika z najnowszych danych GUS za czerwiec. Natomiast świadczenie 500+, które jest ważną częścią budżetów wielu rodzin, nie rośnie wcale.
1. Inflacja bez wpływu na portfele najmniej zarabiających?
Inflacja szczególnie uderza w najbiedniejszych. Dlaczego? Gospodarstwa domowe o najniższych dochodach lokują stosunkowo więcej swoich oszczędności w instrumentach nieodpornych na inflację, jak gotówka i depozyty bankowe - zauważa Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).
Za sprawą wysokiej inflacji i prawie zerowych stóp procentowych w Polsce, na rocznych lokatach bankowych, które zakończyły się w lipcu 2021 roku, ich posiadacze stracili prawie 4,7 proc. To najwyższa realna strata na lokatach obserwowana od 15 lat.
Bogatsze gospodarstwa domowe mają więc większe możliwości "uciekania" przed inflacją i ochrony swoich oszczędności. Mogą na przykład inwestować w nieruchomości, dodatkowo podbijając ceny na tym rynku i powodując, że mieszkania będą mniej dostępne dla mniej zamożnych.
Słowa prezesa NBP, że ze względu na wzrost wynagrodzeń inflacja nie ma negatywnego wpływu na portfele Polaków, w tym na portfele najbiedniejszych, to zatem bardzo duże uproszczenie.
2. Szczyt już za nami
Po majowym odczycie, który pokazał 4,7 proc. w skali roku, szef banku centralnego stwierdził, że szczyt inflacji mamy już za sobą. Taki pogląd mógł nawet wydawać się słuszny po czerwcowych danych, które pokazały 4,4 proc. w skali roku. Jednak w lipcu inflacja mocno zaskoczyła i wyniosła 5 proc.
"Zadowolenie RPP ze spadku czerwcowego przedwczesne. Przed nami presja kosztowa i popytowa w warunkach, kiedy PKB oparte na konsumpcji, a inwestycje słabe od lat, to recepta na długi okres podwyższonej inflacji" – ocenili ekonomiści ING Banku Śląskiego.
A inflacja w Polsce nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W tym roku może wzrosnąć powyżej psychologicznej granicy 5 proc. i znaleźć się na poziomach niewidzianych od dwóch dekad.
3. Inflacja? "To nie pytanie do NBP"
Dbanie o to, aby ceny w Polsce nie rosły zbyt szybko, to jedno z zadań banku centralnego, który może hamować wzrost cen, podnosząc stopy procentowe.
Glapiński przekonuje, że inflacja w Polsce jest napędzana przez wzrost cen żywności i paliw, które zależą od sytuacji na rynkach globalnych i stopy procentowe nie mają tu żadnego znaczenia. To prawda, że zdrożały paliwa, żywność czy wywóz śmieci, jednak ceny rosną też w innych kategoriach.
- Równolegle stosunkowo wysoki wzrost widoczny jest wśród usług i towarów przemysłowych, znacznie bardziej zależnych od działań polityki pieniężnej - ocenia Michał Gniazdowski z zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Po drugie, wzrost cen paliw czy żywności dotyczy wszystkich krajów UE, a jednak w tych krajach inflacja jest dużo niższa niż w Polsce - zauważa FOR.
Wśród krajów UE inflacja jest wyższa tylko na Węgrzech. Jednak Węgrzy, podobnie jak Czesi, już walczą ze wzrostem cen i podnoszą stopy procentowe.
Na sugestię, że bank centralny w Polsce powinien zrobić to samo, Adam Glapiński odpowiedział, że punktem odniesienia dla polityki pieniężnej NBP są te "ważne", a nie "egzotyczne" banki centralne.
4. Skąd to zaniepokojenie?
- Nie rozumiem, skąd ogromne zaniepokojenie obserwatorów rzekomą groźbą wybuchu inflacji. Żadne dane tego nie potwierdzają - mówił w styczniu szef NBP, kiedy inflacja wynosiła jeszcze 2,6 proc. w skali roku.
Polacy są jednak zaniepokojeni i przewidują dalszy wzrost cen. Aż 50 proc. rodaków uważa, że w ciągu najbliższego roku czeka nas znaczący wzrost cen towarów i usług, podczas gdy średnia dla 12 krajów to 30 proc. - wynika z przeprowadzonego przez eToro badania Puls Inwestora Indywidualnego.
Co więcej, wzrost zarobków, o którym tak chętnie mówią rządzący, ma też negatywne skutki - może wywołać spiralę płacowo-cenową. Co to oznacza? Pracownicy obawiają się inflacji, więc domagają się podwyżek, co z kolei przekłada się na wzrost cen.
Kto korzysta na inflacji?
"Podwyższona inflacja powoduje wzrost bazy podatkowej – kiedy rosną ceny i dochody, rosną też wpływy z podatków VAT i dochodowych" - czytamy w analizie FOR.
"Inflacja obniża realną wartość państwowego zadłużenia – oznacza to, że państwo po latach realnie oddaje mniej, niż pożyczyło" - czytamy dalej.
Zatem bank centralny, tolerując wysoką inflację i utrzymując niskie stopy procentowe, sprawia, że dodatkowe korzyści kosztem społeczeństwa odnosi rząd.
Mimo że inflacja jest najwyższa od dekady, niektórzy ekonomiści uspokajają, że to nie powód do paniki. Obecna sytuacja jest lepsza inna niż w 2011 roku, kiedy rosło bezrobocie, a wzrost płac nie nadążał za wzrostem cen.