- Nikt nie będzie siedział w zimnym mieszkaniu dlatego, że nie ma węgla - zapewnił Jarosław Kaczyński podczas wystąpienia w Kórniku w województwie wielkopolskim.
- Dajemy w tej chwili dopłaty do węgla i będziemy prowadzili dalsze działania, także prowadzące do tego, żeby te prawie osiem tysięcy składów węglowych, które są w Polsce, w pewnym momencie musiało obniżyć ceny. Jeśli będzie duża ilość węgla dostarczana na rynek, wtedy automatycznie ceny będą obniżane. A robi się wokół tego awanturę, robi się stan zagrożenia - przekonywał.
Prezes PiS przypomniał, że w połowie kwietnia Polska wprowadziła embargo na import rosyjskiego węgla. Jak przekonywał, "wbrew temu, co mówią nasi przeciwnicy, jak zwykle zresztą mijając się z prawdą, odpowiednia operacja została podjęta" i państwowe firmy zaczęły akcję skupu węgla z innych źródeł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Ze strony państwa są podejmowane odpowiednie działania i ten węgiel jest kupowany. To już w tej chwili jest naprawdę duża ilość. Nie chcę operować danymi sprzed kilku dni, bo to się w każdej chwili zmienia. Ale w chwili, gdy wybuchły te dyskusje, było to co najmniej 6,5 mln ton - wyliczał Jarosław Kaczyński.
Kaczyński: wina PO
- To jeszcze za mało, ale pamiętajmy, że sezon grzewczy trwa zwykle od października do kwietnia. Ten węgiel będzie można dostarczać jeszcze przez dłuższy czas. I jedno jest pewne: w tej chwili tych zamówień w różnych miejscach na świecie jest tyle, że tego węgla wystarczy. Tak, jest wąskie gardło, to są porty. Ale nie dlatego, że my portów nie mamy, bo mamy. Ich moc przeładunkowa jest duża i ciągle rośnie. Ale ogromna część nabrzeży tych portów została sprzedana. Kto jest sprzedał? My je sprzedaliśmy? Nie, sprzedała je Platforma Obywatelska - przekonywał.
- Choćby gdański Port Północny. To jest w tej chwili w obcych rękach. I to nie jest tak, że ci obcy właściciele nam to uniemożliwiali, ale jest to dużo trudniejsze, niż wtedy gdyby było to tylko nasze. My musimy oczywiście różnego rodzaju dostawy odwoływać, przesuwać w czasie, na przykład dostawy kruszywa - tłumaczył.
Przypomnijmy, premier Mateusz Morawiecki w połowie nakazał spółkom skarbu państwa pilny zakup węgla. Chodzi w sumie o 4,5 mln ton, które mają być wykorzystywane przez indywidualnych odbiorców gospodarstw domowych. PGE Paliwa oraz Węglokoks mają nabyć surowiec do końca sierpnia. Węgiel ma być natomiast sprowadzony do Polski do końca października.
- Węgiel na rynkach światowych można kupić, to nie jest wielki problem. Natomiast trzeba go sprowadzić często z odległych krajów. Transport drogą morską trwa miesiąc, potem trzeba go rozładować w kraju i dystrybuować. To jest również skomplikowana operacja - komentował w programie "Newsroom" WP Janusz Steinhoff, były minister gospodarki.
Trzeba gasić pożar
- Już teraz konkurencja o surowce jest ostra, nawet o węgiel. Trwa walka o kolejne kontrakty, o każdą najmniejszą ilość, byśmy mogli zapewnić Polakom ciepło w zimę. Nie jestem pewny, czy to się uda i czy będziemy w stanie zdobyć te dodatkowe ilości - mówił z kolei we wtorek w programie "Newsroom" WP Daniel Czyżewski, analityk portalu Energetyka24.
- Wskazówką dotyczącą tego, jak wielka jest konkurencja, są ceny węgla w europejskich portach. Urosły one nawet do 360 dolarów za tonę, podczas gdy kilka lat temu było to kilkadziesiąt dolarów, nawet poniżej 50. Jeśli cena tak drastycznie rośnie, to znaczy, że popyt na ten węgiel jest ogromny - tłumaczył.
- W połowie kwietnia Polska zdecydowała się na nałożenie embarga na rosyjski węgiel, i słusznie, ale wydaje się, że dopiero później zaczęliśmy myśleć, co dalej. Węgiel z Rosji był sprowadzany głównie jako paliwo do ogrzewania gospodarstw domowych. Wydaje mi się, że działania rządowe przyszły za późno - mówił Czyżewski. Jak ocenił, polskie władze początkowo zbagatelizowały problem, a teraz muszą "gasić pożar".