Pan Krzysztof od 20 lat prowadzi wraz ze wspólnikami w zachodniej Polsce firmę, która zaopatruje zastępy straży pożarnej w całym kraju w sprzęt gaśniczy i ratunkowy. Kiedy w lutym 2022 r. Rosjanie napadli na Ukrainę, bez namysłu pospieszył sąsiadom z pomocą.
– Woziliśmy do Ukrainy różne transporty humanitarne. Były to m.in. środki medyczne i opatrunkowe dla wojska, kamizelki kuloodporne, hełmy – wylicza nasz rozmówca.
W czerwcu 2022 r. z jego firmy na Wschód wyruszył kolejny transport. Tym razem było to wyposażenie dla tamtejszej straży pożarnej: ubrania specjalne oraz hełmy ochronne.
Rosjanie palili w Ukrainie całe miasta i wsie. Chcieliśmy pomóc, a nie na tym zarobić – relacjonuje nasz rozmówca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Celnik miał inne zdanie
Pan Krzysztof tłumaczy, że nie mógł wtedy osobiście ruszyć w trasę. Za kierownicą busa usiadł zaprzyjaźniony z jego firmą ratownik medyczny. – Zawiózł na granicę ten sprzęt strażacki bezinteresownie, jako wolontariusz – zaznacza przedsiębiorca.
Jednak na przejściu granicznym z Ukrainą, do którego został skierowany bus z darami, polski celnik – po, jak relacjonuje nasz rozmówca, pobieżnym przejrzeniu dokumentów – uznał, że nie jest to transport humanitarny, tylko zarobkowy, a kierowca wykonuje go odpłatnie. Chociaż – jak podkreśla pan Krzysztof – nie była to prawda.
– Celnik zażądał od ratownika medycznego okazania specjalnej licencji wspólnotowej na przejazd międzynarodowy. Nie jesteśmy firmą transportową, nie wykonujemy zarobkowo transportów, nie mieliśmy więc takiej licencji – wyjaśnia nasz rozmówca.
Ostatecznie bus został przepuszczony na stronę ukraińską, gdzie w pobliżu przejścia granicznego Ukraińcy odebrali i przeładowali sprzęt.
Wiem, że ci ludzie z Ukrainy, którzy odebrali nasze dary, mieli później z powodu dokumentów celnych duże problemy i musieli się bardzo tłumaczyć w urzędach. Moja firma dostała z urzędu celnego grzywnę w wysokości 12 tys. zł. Kierowca natomiast przywiózł z tej trasy mandat od celników w wysokości 500 zł – wylicza pan Krzysztof.
Długa batalia w urzędach i sądach
Przedsiębiorca nie pogodził się z decyzją urzędu celnego i odwołał się od niej. Sprawa ciągnie się już ponad rok. Obecnie jest na etapie Naczelnego Sądu Administracyjnego.
– Nic złego nie zrobiłem. Chciałem tylko pomóc, a spotkała mnie za to kara. Czuję ogromny niesmak – kwituje.
Podobne odczucia ma również adwokat Bolesław Szyłkajtis, partner w kancelarii LTCA Legal Szyłkajtis, którego poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie.
– Niezależnie od wątpliwych podstaw prawnych do nałożenia na przedsiębiorcę przez urząd celny sankcji, takie działanie jest po prostu całkowicie niesłuszne z czysto ludzkiego punktu widzenia – ocenia prawnik.
Jak mówi, z faktów przedstawionych przez pana Krzysztofa wynika, że nie prowadzi on działalności transportowej, a celnik żądając od kierowcy busa licencji na przewóz wspólnotowy dokonał zbyt "płytkiej" analizy stanu faktycznego oraz nietrafnej interpretacji przepisów.
– Z góry przyjął, że przedsiębiorca ten powinien posiadać licencję na transport wspólnotowy, niezależnie od tego, jaki rodzaj transportu w danej chwili wykonywał – tłumaczy prawnik.
Pierwszeństwo miała umowa międzynarodowa
Tymczasem, jak podkreśla Bolesław Szyłkajtis, licencja wspólnotowa wymagana jest w przypadku prowadzenia międzynarodowego transportu drogowego w ramach prowadzonej działalności gospodarczej.
Prawnik podkreśla, że ustawy o transporcie drogowym, na podstawie której urząd celny nałożył na przedsiębiorcę sankcję, nie stosuje się do przewozu drogowego wykonywanego pojazdami o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 3,5 tony.
Warto tu wspomnieć, że bus, którym przewieziono sprzęt dla strażaków do Ukrainy, miał właśnie dopuszczalną masę całkowitą do 3,5 tony.
Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, do którego pan Krzysztof zwrócił się o pomoc prawną, podkreśla, że licencja wspólnotowa jest wymagana, ale tylko w przypadku tranzytu przez teren innego państwa członkowskiego UE.
Bus z darami dla Ukrainy przejechał natomiast z Polski do Ukrainy, nie było tu żadnego tranzytu.
Jak podkreśla Rzecznik MŚP, w przypadku takich przejazdów stosuje się nie ustawę, ale umowę zawartą pomiędzy Polską a Ukrainą o międzynarodowych przewozach drogowych z 1992 r.
Zwalnia ona przedsiębiorcę z posiadania licencji wspólnotowej, jeśli dopuszczalna masa całkowita pojazdu nie przekracza 3,5 tony.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę na jeszcze jeden wymiar tej sprawy.
Automatyzm postępowania administracji skarbowej oraz kategoryczne trwanie w swojej decyzji nadwyręża znacząco zaufanie obywateli do organów państwa – uważa Bolesław Szyłkajtis.
Dodaje, że to kolejny przykład działań polskich organów – po głośnej sprawie karania przez fiskusa piekarzy za to, że rozdawali ubogim chleb za darmo – które "w sposób znaczący zniechęcają ludzi do niesienia pomocy i to nawet w obliczu absolutnej tragedii humanitarnej, jaką jest trwająca wojna w Ukrainie".
O komentarz w sprawie poprosiliśmy Ministerstwo Finansów. W odpowiedzi na nasze pytania resort zaznacza, że informacje zawarte w aktach dotyczących kontroli celno-skarbowej objęte są tajemnicą skarbową, a więc "udzielenie informacji w indywidualnej sprawie nie jest możliwe".
MF potwierdza jednak, że zgodnie z prawem "w sytuacji, gdy dopuszczalna masa całkowita pojazdu przekraczającego granicę jest większa niż 2,5 tony, przejazd taki jest transportem drogowym, który wymaga posiadania licencji wspólnotowej do wykonywania międzynarodowego przewozu drogowego rzeczy".
Zgodnie z art. 92a ust. 1 utd podmiot wykonujący przewóz drogowy lub inne czynności związane z tym przewozem z naruszeniem obowiązków lub warunków przewozu drogowego podlega karze pieniężnej w wysokości od 50 zł do 12 000 zł za każde naruszenie – wskazuje resort.
Przypomina też, że od decyzji Naczelnika Urzędu Celno-Skarbowego stronie postępowania przysługuje odwołanie do Dyrektora Izby Administracji Skarbowej.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl