Ośrodek nad Morzem Czarnym w Bułgarii przyjął już niejednego polityka. Odpoczywali tam partyjni dygnitarze PRL, bawili się politycy po zmianach ustrojowych. Jednak - jak donosi "Fakt" - ośrodek od kilku lat jest zamknięty na głucho. Nie przyjmuje gości.
Podlega resortowi spraw zagranicznych. Wiceminister Piotr Wawrzyk tłumaczył, że obiekt jest przestarzały, niedostosowany do współczesnych standardów i wymagałby dużych nakładów na remont, czego resort robić nie zamierza.
Tymczasem utrzymanie tego obiektu kosztuje polskiego podatnika - jak podaje "Fakt" - 250 tys. zł rocznie. Gazeta zauważa, że ma duży potencjał komercyjny, biorąc pod uwagę okoliczne ceny noclegów.
Jak pisaliśmy w money.pl, tegoroczny sezon urlopowy jest inny niż wszystkie. Zmęczenie pandemią sprawiło, że chętnych jest bardzo wielu przy ograniczonej podaży miejsc. Inflacja, jak również strach przed IV falą, skłaniają właścicieli hoteli i innego rodzaju obiektów noclegowych do windowania cen.
W poprzednich latach zazwyczaj połowa sierpnia była początkiem atrakcyjnych obniżek w branży hotelarskiej czy szerzej - wakacyjnej. W tym roku na obniżki nie mamy co liczyć. W obliczu jesiennej niepewności, braku newralgicznych przepisów dotyczących szczepień i limitów, każdy przedsiębiorca chce jak najwięcej wycisnąć ze swoich klientów. Ci, spragnieni wytchnienia, są w stanie płacić więcej.