- Dziś wielu ludzi zamawia pizzę z myślą o tym, żeby wesprzeć lokalną pizzerię, pomóc jej przetrwać. Tymczasem duża część kwoty, którą widzimy na rachunku, płynie nie do pizzerii, ale na konta korporacji. Na tym rynku dobrze widać, jak często największym wrogiem drobnych przedsiębiorców jest wielki biznes - mówił Zandberg na środowym posiedzeniu Sejmu.
Lider Razem podkreślał, że gastronomia przechodzi teraz wyjątkowo trudny okres. Skutki lockdownu są dla niej dotkliwie odczuwalne. Aby przetrwać na rynku godzą się na wszystko, nawet na "nierówne warunki współpracy" z zagranicznymi korporacjami, takimi jak Uber czy Glovo.
Zandberg złożył projekt poprawki do ustawy. Zawiera on regulacje wysokości prowizji, które firmy - dostawcy pobierają od będących już na wykończeniu lokali gastronomicznych.
- Powiedzmy to wprost: gdy silni wykorzystują słabych, to jest wyzysk. Teraz, w pandemii, widać, jak bardzo ten rynek zdziczał - mówił Zandberg w Sejmie.
Podobne ograniczenie prowizji dla dostawców żywności funkcjonuje już wielu miastach w Stanach Zjednoczonych, co zwiększa szanse na przetrwanie w koronakryzysie lokali gastronomicznych. Tam samorządy wprowadzają limity prowizji. W Nowym Jorku jest to np. 20 proc., a w Los Angeles 15 proc.
- Przypominam, Amerykanie sami wprowadzają podobne zasady u siebie, na poziomie lokalnym. Może to doda wam odwagi, której rządowi w kontaktach z ambasadą USA wyraźnie ostatnio brakuje - mówił poseł Adrian Zandberg.
W Polsce restauratorzy skarżą się, że prowizje wynoszą niekiedy 30 proc., a to już powoduje, że znika marża, z której wcześniej mogli mieć zysk. Oprócz tego, firmy - "pośrednicy" - pobierają nieraz dodatkowe pieniądze od klientów.