Prawie rok temu prace przy budowie Nord Stream 2 u wybrzeży duńskiej wyspy Bornholm zostały wstrzymane po tym, gdy Stany Zjednoczone uchwaliły ustawę o sankcjach przeciw firmom układającym rury.
Dwa statki szwajcarskiej spółki Allseas zostały w związku z tym wycofane z projektu. Prezydent Rosji Władimir Putin zapowiedział, że jego kraj dokończy prace samodzielnie, niezależnie od partnerów zagranicznych - przypomina portal dziennika "Ostsee Zeitung". Jak będzie tym razem. Tego jeszcze nie wiadomo.
USA już od lat protestują przeciw jego budowie, ponieważ uważają, że ich europejscy partnerzy są zbyt zależni od rosyjskiego gazu. Wspierają je kraje Europy Wschodniej, takie jak Polska i kraje bałtyckie. Z drugiej strony, krytycy zarzucają USA, że chcą przede wszystkim sprzedawać więcej swojego skroplonego gazu w Europie.
W sprawie przyszłości projektu Nord Stream 2, który stał się przyczyną sporu w relacjach Niemiec ze Stanami Zjednoczonymi, wypowiedział się na początku grudnia szef niemieckiego MSZ Heiko Maas w wywiadzie dla tygodnika "Der Spiegel". Powiedział, że sytuacja nie zmieni się radykalnie po objęciu urzędu prezydenta USA przez Joe Bidena.
Jak już pisaliśmy w money.pl, rosyjsko-niemiecka magistrala jest już gotowa w 94 procentach; jak podawała niedawno spółka Nord Stream 2 AG, ułożono dotąd 2300 km spośród łącznie 2460 km rur tworzących gazociąg. Trzeba jeszcze ułożyć 30 km rur w wodach niemieckich i 120 km w duńskich.
Postęp prac został zatrzymany w 2019 r. Amerykańskie sankcje zagroziły wtedy firmom zaangażowanym w projekt. Za tą sprawą z inwestycji wycofała się szwajcarska firma Allseas wraz ze swymi dwoma statkami do układania rur na dnie morskim. Rosjanie mają dokończyć prace własnymi siłami.