We wrześniu kurs franka spadł do 4,15 zł, wcześniej – w czerwcu – nawet do 4,07 zł, a jeszcze wcześniej – w lutym – do 4,10 zł. Ostatnie dni nie przynoszą jednak dobrych wiadomości – frank znów drożeje, po decyzji Rady Polityki Pieniężnej o podniesieniu stóp procentowych polska waluta poszła w dół. Prognozy na przyszłość też nie są optymistyczne, czarne scenariusze przewidują, że kurs franka znów może przekroczyć 5 zł.
Te informacje nie są niczym nowym dla najbardziej zainteresowanej kursem szwajcarskiej waluty grupy Polaków, czyli osób, które co miesiąc muszą spłacać raty kredytów we frankach. W ich domach to powracający temat – ile w tym miesiącu trzeba oddać do banku?
Dodajmy – temat trudny i budzący ogromne emocje, szczególnie w rodzinach, które zdecydowały się na kredyt 12 czy 13 lat temu. Wtedy frank kosztował ok. 2 złotych, więc miał to być najtańszy do spłacenia kredyt, znacznie bardziej atrakcyjny niż ten w złotówkach…
Szacuje się, że w Polsce osób, które mają kredyty we frankach, jest około 700 tys., przy czym aktywnych umów jest 400 tys.
Znacznie więcej, bo około 5 milionów, jest klientów firm ubezpieczeniowych, określających się jako "nabici w polisolokaty". Podpisali umowy, których zerwanie kosztowało ich często nawet 100 procent wpłaconych środków, a nawet jeśli z polisolokat nie zrezygnowali, to i tak ponosili straty, bo polisy z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym najpierw pobierają opłaty za zarządzanie, a dopiero resztę inwestują. Zresztą z marnym skutkiem, bo te produkty zwykle miały ujemną stopę zwrotu.
Nic dziwnego, że frankowicze i nabici w polisolokaty upominają się o swoje prawa i idą do sądu. Jeśli tylko mają za co, bo trzeba przecież zapłacić prawnikowi, a z tym często jest problem…
Kogo na to stać?
Jak kancelarie wyliczają swoje koszty? Oto jeden z przykładów aktualnych ofert:
Postępowanie w I instancji to podstawowe wynagrodzenie 22 tys. zł., a ewentualna II instancja to kolejne 11 tys. zł. Niecałe 700 zł trzeba zapłacić za każde posiedzenie sądowe (licząc zwykle 3 posiedzenia, mamy 2100 zł). Premia za sukces, wypłacana po wygranej sprawie, to 3,9 procent plus VAT od kwoty wskazanej w umowie kredytowej. Łącznie dla kredytu zaciągniętego na 300 tys. zł wszystkie te koszty szacowane są na ok. 49 tys. zł.
Inna kancelaria wycenia takie postępowanie na 41 tys. zł, jeszcze inna – na 35 tys. zł.
Osoby pokrzywdzone, szczególnie frankowicze, stoją więc przed wyzwaniem – nie dość, że raty pochłaniają znaczną część ich budżetu, to jeszcze muszą zaoszczędzić lub zapożyczyć się na pokrycie kosztów sprawy w sądzie. Jeśli się ją wygra, koszty pokrywa bank, ale przecież najpierw trzeba wyłożyć pieniądze, których w domowym budżecie po prostu nie ma.
Dla wielu to bariera nie do przejścia, więc pozostają bierni i jednym rozwiązaniem, jakie dopuszczają, jest zawarcie ugody z bankiem, co – w porównaniu z korzyściami ewentualnej wygranej w sądzie – jest nieopłacalne.
Ugody opłacalne… dla banków
Ugody w sprawie kredytów frankowych jak na razie proponuje tylko kilka banków, ale – jak zapewnia Związek Banków Polskich – wkrótce będzie ich znacznie więcej. W obecnej sytuacji prawnej jest to dobre rozwiązanie dla banku. Pozbywa się on problemu frankowicza stosunkowo niskim kosztem i jednocześnie wytrąca mu z ręki możliwość pozwania instytucji w przyszłości.
Oferowane przez banki warunki to zwykle przeliczenie całości kredytu lub jedynie aktualnego zadłużenia. Klient spłaca pozostałą kwotę już w złotych według rynkowej stawki, opartej na stopie WIBOR.
– Warunki, jakie proponują banki, są mniej korzystne dla konsumentów niż te, które proponowała Komisja Nadzoru Finansowego – zauważa mecenas Anna Lengiewicz, partner zarządzający i założycielka kancelarii prawnej LWB, specjalizującej się w sprawach kredytów frankowych i polisolokat. – Banki liczą na to, że w obecnej trudnej sytuacji mniejszym kosztem załatwią sprawę, bo to, co proponują, sprowadza się do obniżenia wysokości wpłat o ok. 20 procent.
Jednak zdecydowanie więcej można zyskać na wygranej sprawie sądowej. W przypadku np. kredytu na 300 tys. zł, który był udzielony w latach 2006–2007, klient musiałby oddać w sumie bankowi około 600 tys. zł. Natomiast unieważnienie umowy – czyli najbardziej pożądany efekt wygranej w sądzie – oznacza, że bankowi należy się tylko 300 tys. zł. W ciągu kilkunastu lat spłacania rat kredytobiorcy już dawno pokryli te koszty z nadwyżką, która powinna zostać im zwrócona.
RePlan – sposób na koszty sprawy sądowej
W sukurs pokrzywdzonym kredytami frankowymi i polisolokatami przychodzi usługa pod nazwą RePlan. Polega ona na tym, że osoba, której nie stać na pomoc prawnika w sporze z instytucją finansową, otrzymuje taką pomoc bez konieczności ponoszenia tych kosztów. Może rozpocząć dochodzenie swoich praw i nie zapłaci za to ani złotówki aż do zakończenia postępowania. Dopiero wtedy pobierana jest opłata, której wysokość ustalona jest na samym początku współpracy. Co istotne – klient płaci RePlan tylko wtedy, gdy sprawa zostanie wygrana. Jeśli się nie uda – nic go to nie kosztuje i nic nie płaci RePlan - zwraca jedynie koszty procesu poniesione przez bank tak, jak w każdym przypadku przegranej sprawy sądowej.
Za RePlan stoi amerykański fundusz private equity, który przeznaczył na tę inwestycję 40 mln dolarów. W zamian za to oczywiście liczy na zysk, czyli opłaty od klientów, którzy wygrają sprawy w sądzie.
– Wynagrodzenie dla RePlan jest liczone jako procent od korzyści. Ta korzyść to jest kwota zwróconego kredytu plus saldo kredytu, czyli to, co jeszcze klient musiałby zapłacić, gdyby dzisiaj musiał spłacić kredyt. Z reguły ta korzyść jest równa kwocie kredytu, a wynagrodzenie kształtuje się na poziomie od 12 do 30 procent tej korzyści (czyli w rzeczywistości – kwoty kredytu) – wyjaśnia mecenas Lengiewicz, której kancelaria LWB Lengiewicz Wrońska i Wspólnicy jest partnerem prawnym programu, czyli w praktyce – prowadzi sprawy klientów Replanu.
Ile kosztuje prawnik bez ryzyka?
Załóżmy, że mamy kredyt, zaciągnięty na 300 tys. zł w 2008 roku, oczywiście we frankach szwajcarskich. Po 13 latach spłaty oddaliśmy bankowi już 260 tys. zł, ale wciąż musimy zapłacić 310 tys. Po unieważnieniu umowy na skutek wyroku sądu klient realnie zyskuje więc 270 tys. zł (260+310-300 tys. zł). W tym przypadku wynagrodzenie Replanu wynosi nieco ponad 17 procent, czyli 46 392 zł. Czyli mniej więcej tyle samo co w klasycznych/standardowych kancelariach. A przecież korzyści klienta są znacznie wyższe – jak nie wygra, nic nie płaci, a dodatkowo nie musi zamrażać środków już na początku postępowania.
Podobnie liczona jest opłata za prowadzenie spraw polisolokat z tym, że tutaj wynagrodzenie to 50 procent uzyskanych przez klienta korzyści.
Dla klientów to i tak opłacalne – proponowane przez banki ugody dają im mniej pieniędzy, a bez wsparcia RePlan nic nie mogą zrobić, bo nie są w stanie zapłacić prawnikowi z góry. Mamy więc sytuację, w której obie strony korzystają.
Korzystają tym bardziej, że statystyki przemawiają za takim rozwiązaniem. Od początku 2020 roku ponad 90 procent spraw frankowych rozstrzyganych jest na korzyść konsumentów.
Formularze, dokumenty, weryfikacja – jak przystąpić do RePlan
Wystarczy wejść na stronę RePlan.pl, gdzie podaje się najistotniejsze informacje o swojej sprawie. Na tej podstawie jest ona weryfikowana pod kątem tego, czy kwalifikuje się do dalszego procedowania. Jeśli tak – a zwykle tak jest – podpisywana jest umowa. Na tym etapie ustalana jest też opłata, jaka będzie pobrana w przypadku wygrania sprawy, więc klient od początku wie, ile zapłaci.
Warto wspomnieć, że jest – niewielka – część klientów, którzy do programu nie mogą przystąpić.
– To osoby, które same pracowały przy kredytach, pracownicy banków – mówi Anna Lengiewicz. – Taka sprawa może być z gruntu przegrana. Sądy wychodzą z założenia, że mieli dużo wyższy poziom świadomości i wiedzy niż normalny konsument.
Druga grupa – kredyty denominowane. Te kredyty rzadko są brane pod uwagę, bo oferta RePlan dotyczy przede wszystkim kredytów indeksowanych.
Znaczenie ma też wartość przedmiotu sprawy. Z reguły kwalifikują się ci, których kredyt w momencie zawierania umowy był wart powyżej 100 tys. zł.
To istotny wyróżnik oferty RePlan, ponieważ są kancelarie, które zajmują się sprawami frankowiczów na zwykłych zasadach i mają wyższy próg minimalny, czasem nawet na poziomie aż 200 tys. zł.
Jeśli chodzi o polisolokaty, to tutaj też jest pewien próg, ale bardzo niski – sięgający zaledwie kilku tysięcy złotych.
Ile trzeba czekać na wyrok?
Niezależnie jednak od kwoty kredytu czy wartości polisolokaty – warto wypełnić formularz na stronie RePlan. Jak zapewnia mecenas Lengiewicz, każda sprawa jest badana indywidualnie i nie należy z góry zakładać jej odrzucenia. Zresztą znakomita większość przechodzi tę wstępną weryfikację pozytywnie i klient podpisuje umowę.
A potem musi już tylko czekać na efekt pracy prawników.
Tutaj jednak należy uzbroić się w cierpliwość. Z doświadczenia kancelarii LWB wynika, że wyrok w pierwszej instancji (w przypadku polisolokat - zwykle kończący sprawę) można otrzymać po około dwóch latach od złożenia pierwszych dokumentów.
Partnerem treści jest RePlan.pl