Działalność oszustów przypomina wyścig zbrojeń. Pan Michał, który jest informatykiem z Warszawy, padł ofiarą zupełnie nowego przestępstwa – na zmyślone i nieistniejące długi. W czerwcu ubiegłego roku mężczyzna odebrał telefon z firmy windykacyjnej Armada. Konsultant domagał się spłaty wierzytelności, której właścicielem miała być firma Pactum. Łącznie chodziło o 3 tys. zł niespłaconego kredytu. Pan Michał twierdzi jednak, że żadnego kredytu nie brał.
- To nie była miła rozmowa. Usłyszałem, że jeśli się nie dogadamy, to może mi zostać złożona wizyta w domu lub w pracy. Później byłem straszony komornikiem lub policją – wspomina nasz rozmówca. I jak dodaje, prób kontaktu było więcej. W odstępie kilku miesięcy mężczyzna twierdzi, że odebrał telefony od co najmniej kilku różnych firm windykacyjnych w sprawie tego samego długu – Armada, Kaczmarski Inkasso, Ultimo. Do tego doszły smsy.
- Pewnego dnia zostałem zbombardowany 84 połączeniami. Chodziło w tym wszystkim o to, abym się wystraszył i zapłacił – tłumaczy.
A tak – jak twierdzi nasz rozmówca – robi większość osób. Pan Michał oddał jednak sprawę do prawnika, który szybko zweryfikował, że rzekomy dług jego klienta faktycznie krąży od wielu miesięcy pomiędzy firmami windykacyjnymi. Przez chwilę był nawet w posiadaniu firmy zarejestrowanej na Malcie. Po co to wszystko? Przede wszystkim, tak właśnie działa biznes dotyczący handlu wierzytelnościami – firmy mają zysk, gdy odzyskają dług albo sprzedadzą go innemu przedsiębiorstwu.
Po drugie, gdy dług krąży między firmami, a nazwisko dłużnika trafia do BIK, BIG lub na giełdę długów, może to być potraktowane jako dowód przez sąd elektroniczny, który na tej podstawie wystawi nakaz zapłaty. Co ważne, e-sąd nie analizuje dokumentów przed wydaniem decyzji, wystarczy mu, że je otrzymał. Dokładnie tak wyglądało to w przypadku pana Michała.
Firma Kruk, która jako ostatnia była w posiadaniu długu, wysłała pismo do e-sądu w Lublinie. Co ciekawe, na piśmie, które również powinno trafić do naszego rozmówcy, był podany niewłaściwy adres (pan Michał twierdzi, że pod wskazanym adresem nie mieszkał, nie był zameldowany, ani nie miał zarejestrowanej działalności – red.). Mężczyzna dowiedział się, że jest prowadzona wobec niego sprawa tylko dzięki czujności wynajętego prawnika, który zweryfikował te informacje w e-sądzie.
- To mnie uratowało przed uprawomocnieniem nakazu zapłaty. W innym wypadku referendarz z e-sądu wystawiłby nakaz, który po dwóch tygodniach od drugiej próby doręczenia przez listonosza (nawet pod błędy lub nieistniejący adres – red.) uprawomocniłby się, a potem trafiłby do komornika, który po prostu zająłby pieniądze na wszystkich moich kontach, nie patrząc w ogóle na to, czy faktycznie mam dług – tłumaczy pan Michał.
Wyjaśnijmy, że tak wygląda standardowa procedura w przypadku działań komorniczych. Komornik nie ma wglądu do rachunków bankowych dłużnika. Mogłoby się okazać, że konto, na którym chciał zająć pieniądze, jest puste, a wtedy dłużnik miałby czas, aby wyczyścić inne rachunki. Dlatego dług, powiększony o prowizję dla komornika, jest zajmowany wszędzie włącznie z pensją.
Jest jeszcze trzeci powód, dla którego firmy windykacyjne "wymieniają się" długami. Dzięki temu możliwe jest zatarcie śladów prowadzących do pierwotnego wierzyciela, który – jak to było w przypadku pana Michała – dług najwyraźniej spreparował.
- Do dziś nie wiem, co to była za firma. Przypuszczam, że pobrała moje dane z rejestru CEiDG i na tej podstawie sfałszowała dokumenty dotyczące pożyczki i sprzedała je do firmy windykacyjnej. Gdy sprawa trafiła do tradycyjnego sądu, to okazało się, że "dowodem" przeciwko mnie nie jest umowa kredytu, ale dokumenty wewnętrzne firmy, czyli to, co firma wydrukowała dla swoich potrzeb. Przypuszczam, że dla referendarza w e-sądzie to by wystarczyło, aby wystawić nakaz zapłaty – tłumaczy pan Michał.
We wrześniu zapadła decyzja. Sąd Rejonowy w Warszawie uznał, że pan Michał nie jest winien nikomu żadnych pieniędzy i oddalił powództwo firmy windykacyjnej Kruk, jednocześnie nakazując jej zwrot kosztów procesu.
We wtorek wysłaliśmy pytania do biur prasowych firm windykacyjnych, których nazwy padają w tekście. Odpowiedź otrzymaliśmy najpierw od Kredyt Inkasso. Andrzej Kulik, rzecznik Krajowego Rejestru Długów, który jest partnerem firmy windykacyjnej twierdzi, że dług pana Michała nigdy nie trafił do Kredyt Inkasso.
- Od początku działalności windykowaliśmy tylko i wyłącznie na zlecenie wierzyciela, nigdy nie kupowaliśmy długów. Firmy windykacyjne, które długi kupują, windykują je same, a fundusze sekurytyzacyjne przez zależne od siebie firmy windykacyjne. Długi kupuje Kredyt Inkasso, być może nastąpiła pomyłka w nazwie, co się od czasu do czasu zdarza - wyjaśnia Andrzej Kulik.
Z kolei Agnieszka Salach z firmy Kruk tłumaczy: - Firmy i instytucje podejmują decyzję o zbyciu całych portfeli wierzytelności. Ogłaszają przetarg na sprzedaż całego pakietu spraw, do którego to pakietu firmy biorące udział w przetargu nie mają wglądu przed zakupem. Opieramy się zatem na oświadczeniach i informacjach otrzymanych od zbywcy dotyczących istnienia i wysokości wierzytelności - tłumaczy. - Biorąc jednak pod uwagę skalę działalności Kruk S.A., liczba obsługiwanych przez naszą firmę spraw, w których stwierdzono wady prawne lub nieistnienie wierzytelności, jest śladowa.