"Wall Street Journal" i portal śledczy "Bellingcat" poinformowały, że dwóch ukraińskich negocjatorów oraz rosyjski oligarcha Roman Abramowicz mieli objawy otrucia, wskazujące na użycie broni chemicznej.
Według "WSJ" Abramowicz, który miał pośredniczyć w rozmowach oraz dwóch członków ukraińskiego zespołu, w tym poseł Rustem Umerow, doświadczyło po spotkaniach objawów takich jak zaczerwienienie oczu, bolesne łzawienie i łuszczenie skóry na rękach i twarzy. Wszyscy przeżyli i wrócili do zdrowia.
Jak podaje "DGP", pojawiła się teoria, że środek nie został podany w jedzeniu ani piciu. "Miał zostać rozpylony w miejscu, gdzie oligarcha nocował. Ukraińcy spędzili tam stosunkowo niewiele czasu. Z tego najpewniej wynika różnica" - czytamy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Otrucie Romana Abramowicza
Badania wykazały, że wobec oligarchy zastosowano broń chemiczną o niskim stężeniu i dawce. Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna", nie wiadomo, jaki konkretnie środek wykryto. – Zinterpretowaliśmy to jako sygnał dla Abramowicza, oczywiste ostrzeżenie – powiedział rozmówca gazety. Dziennik dodaje, że Rosjanom mogło chodzić o to, żeby nie zrobić Abramowiczowi krzywdy, "ale żeby zrozumiał, że jest na krótkiej smyczy".
Są też inne hipotezy. Jedna z nich mówi sprawa może być powiązana ze śmiercią jednego z doradców ukraińskich negocjatorów Denysa Kiriejewa. Źródła gazety wskazują, że znacznie bardziej prawdopodobny jest w tym wypadku trop rosyjski, a nie ukraiński.
Według kolejnej teorii łagodne podtrucie Abramowicza było ukartowane i ma mu pozwolić wkraść się w łaski strony ukraińskiej, osłabić jej czujność i zdobyć zaufanie.