- A pani mi już nawet nie mówi. Bardziej podbramkowo już chyba być nie może – mówi w rozmowie z money.pl pani Katarzyna z domu weselnego w powiecie kartuskim.
Rozmawiamy o nowych ograniczeniach dla branży weselnej, które na wtorkowej konferencji ogłosił minister zdrowia Adam Niedzielski.
Powiat, w którym pracuje moja rozmówczyni, znajduje się w strefie czerwonej, co oznacza, że na weselach może się bawić maksymalnie 50 osób. Wiadomość dobra jest taka, że maksymalna liczba weselników w tym powiecie nie spadnie. Zła jest niezmiennie ta sama – biznes działa na granicy opłacalności.
Zmiany dotkną także strefę zieloną, w której liczba gości zostanie zredukowana ze 150 do stu, zaś w żółtej – ze 100 do 75.
Od marca trwa walka o przeżycie
Powiat kartuski jest czerwoną strefą od soboty. Pani Katarzyna nie chce podać nazwy domu weselnego, bo - jak tłumaczy - nie chce, by się "po okolicy rozniosło", w jak trudnej jest sytuacji.
- Oczywiście, nie tylko nasz dom weselny walczy o przeżycie. Najgorsze jest to, że nie możemy w żaden sposób odrobić strat z miesięcy, kiedy organizacja wesel w ogóle nie była możliwa. Od lata już można organizować imprezy rodzinne, ale co z tego, skoro przychodzi po 40-50 osób. Prawda jest taka, że moglibyśmy organizować wesela co trzeci dzień, ale przy tak małej liczbie gości po prostu nie wychodzimy na swoje – mówi.
Nie rwie sobie włosów z głowy z powodu limitu 50 osób, bo po pierwsze – Kartuzy nie będą przecież wiecznie w czerwonej strefie, po drugie – liczba gości z reguły i tak oscyluje wokół 50-60.
- Bardziej martwi mnie to, że sytuacja zmienia się z tygodnia na tydzień. Kilka dni temu byliśmy w żółtej, teraz w czerwonej. Czy za dwa tygodnie wyjdziemy z tych kolorów i klienci będą mogli planować imprezę na 80-90 osób? – zastanawia się.
Zapewnia, że na razie nie poddaje się i nie myśli o zawieszeniu, a tym bardziej likwidacji, działalności. - Za dużo pieniędzy w to z mężem włożyliśmy. To nasz biznes marzeń. Nie odpuszczamy. Wierzę, że może zimą rząd zaproponuje jakieś wsparcie, może obniży nam podatki, zaoferuje bezzwrotne pożyczki – ma nadzieję.
No właśnie, zima. To słowo paraliżuje branżę ślubną, bo to tradycyjnie najgorszy okres.
- Nigdy jeszcze nie zawieszaliśmy działalności zimą, bo w naszym przypadku to nie jest tak, że wystarczy zamknąć drzwi i nie ma już żadnych wydatków. Trzeba przecież ocieplić budynek, a mamy też pokoje, więc to jest konkretne powierzchnia. Ale być może tegoroczny rachunek będzie bezwzględny i zawiesimy – mówi.