Powiązanie opłat za wywóz śmieci to nie nowość. W Szczecinie takie rozwiązanie funkcjonuje już od ośmiu lat. Jednak pomysł zyskał większą popularność niedawno.
W grudniu takie rozwiązanie wejdzie w życie w stolicy, od sierpnia wywóz odpadów jest rozliczany w ten sposób w Markach, a od stycznia - w Krynicy. W kolejce są inne samorządy. Od nowego roku system wejdzie w życie w Zamościu, a rok później - w Olsztynie.
Ten sposób liczenia opłat budzi jednak kontrowersje. I nie wszędzie udało się go wprowadzić. Na przykład w maju próby podejmował prezydent Sosnowca, ale po kilku dniach zmienił zdanie.
Na naliczaniu opłat w ten sposób łatwo może skorzystać miejska kasa. A co z mieszkańcami? Sprawdziliśmy - polepszy się tylko singlom.
Dotychczas mieszkańcy stolicy płacili miesięcznie za wywóz odpadów 65 zł, jeśli żyli w budynkach wielorodzinnych, i 94 zł, jeśli mieli dom jednorodzinny.
Kto skorzysta, a kto straci
Teraz będzie się płaciło 12,73 złotego za metr sześcienny zużytej wody - niezależnie od typu nieruchomości. Ratusz zapewnia, że skorzysta na tym sporo mieszkańców. Zakłada, że przeciętne zużycie wody to 2,5 metra sześciennego na mieszkańca - wtedy zmiany byłyby korzystne zarówno dla warszawskich singli, jak i ludzi mieszkających we dwójkę.
Jednak według ostatnich dostępnych danych GUS przeciętne zużycie wody w miastach wynosi nieco więcej, niż zakładają władze Warszawy - ok. 2,65 metra sześciennego. Biorąc to pod uwagę, pary już zapłacą więcej niż dotychczas - bo 67,4 zł.
Duża, czteroosobowa rodzina, zapłaci natomiast niemal 135 zł. Więcej też wyda rodzina z małym dzieckiem. Zakładając, że takie dziecko zużywa dwa razy mniej wody niż statystyczny mieszkaniec, można oszacować, że rachunek za śmieci wyniesie 84,2 zł.
Tak będą wyglądać stawki w Warszawie po zmianach:
Skorzystać na zmianach taka rodzina może tylko w jednym przypadku - gdy mieszka w domku jednorodzinnym (według dzisiejszych zasad stawki dla takich budynków są bowiem wyższe). W nowym systemie zapłaci ok. 10 zł mniej, ale oszczędności się skończą, gdy dziecko nieco dorośnie i będzie zużywać więcej wody.
"Szukanie pieniędzy"
Skąd pomysł na zmiany, skoro wyborców mogą one mocno zirytować?
Warszawski ratusz nie ukrywa, że chodzi o pieniądze. – Jak ostrzegaliśmy, lawinowo rosnące w całym kraju koszty gospodarki odpadami sprawiły, że mieszkańcy będą musieli płacić więcej za śmieci - tłumaczył wiceprezydent stolicy Michał Olszewski.
Samorządy mają jednak i inne wytłumaczenia. Niektóre sugerują, że chodzi tu też o ekologię - bo promują oszczędzanie wody.
Sporym problemem samorządów są również ci, którzy mieszkają w miastach, ale nie wypełniają deklaracji śmieciowych. Władze Olsztyna szacują na przykład, że mieszka tam nawet 20-30 tys. osób, które nie rozliczają się za wywóz śmieci.
Skąd te różnice? W akademickich miastach wynika to przede wszystkim ze studentów, którzy oficjalnie się nie meldują w swoich mieszkaniach. Z kolei w turystycznych miejscowościach, jak Krynica, zaniżone opłaty odprowadzali właściciele apartamentów, którzy na stałe mieszkali w dużych aglomeracjach.
Śmieci - nawet bez wiązania ich ceny ze zużyciem wody - i tak drożeją w rekordowym tempie. Według danych GUS we wrześniu 2020 r. ich wywóz był o ponad 50 proc. droższy niż przed rokiem.
- Zaproponowany w stolicy system daje możliwość łatania dziur związanych z niewydolnością nieefektywnego i kosztownego systemu gospodarowania odpadami wprowadzonego przez miasto - mówi w rozmowie z money.pl Jerzy Zalas, znawca rynku i właściciel firmy Odpady-Expert.
Jakie są więc alternatywy? - Potrzebne są zmiany natury organizacyjnej. Warszawa ciągle nie może doczekać się instalacji do termicznego unieszkodliwiania odpadów z prawdziwego zdarzenia. A to pozwoliłoby produkować ciepło dla mieszkańców i energię elektryczną - tłumaczy Zalas.
Czytaj też: Często się kąpiesz? Więcej zapłacisz za śmieci
- Natomiast z części odpadów biodegradowalnych można by produkować kompost. Można by go wykorzystywać przy utrzymaniu i pielęgnacji terenów zielonych, których w Warszawie nie brakuje - dodaje.
Takie rozwiązania, zdaniem eksperta, wymagałyby oczywiście odpowiedniego planowania i znalezienia miejsca na takie inwestycje. - Ale czy ktoś zadał sobie trochę trudu, żeby je znaleźć? - pyta Zalas.