Branża technologii oczekiwała Apple Vision Pro z niecierpliwością. Do tej pory różnej maści gogle VR/AR raczej nie podbiły serc ludzi na całym świecie. Albo były duże i nieporęczne, albo niepraktyczne - jak okulary Google Glass. Niektóre sprzęty - jak Oculus - rozgościły się w branży gier, inne - jak HoloLens Microsoftu - znalazły niszowe, specjalistyczne zastosowania, np. w medycynie. Ale to wciąż nie są powszechne zastosowania.
Apple Vision Pro. Nowa technologia Apple stała się memem
Siłą rzeczy więc gogle AR/VR od Apple wzbudziły spore emocje. Wszak firma z Cupertino znana jest z tworzenia znanych już technologii w inny sposób, dający poczucie nowej jakości na rynku. I tak jest z Apple Vision Pro, choć w pierwszym odruchu budzą one głównie rozbawienie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na pierwszy rzut oka jest to bowiem produkt absurdalny. Przypomina gogle narciarskie lub maskę do nurkowania. Gogle wydają się relatywnie obciążające dla głowy, na dodatek muszą być podłączone do zewnętrznej baterii, która gwarantuje dwie godziny pracy. Dłuższe korzystanie oznacza konieczność podpięcia do źródła prądu.
Od razu też w komentarzach nie zabrakło opinii, że w ten sposób Apple chce po prostu przykleić ludziom ekrany do głowy. Oczywiście, prawdą może być to, co firma mówiła podczas prezentacji: że korzystanie z aplikacji, to, jak wpasowują się one w otoczenie, rzucają wirtualne cienie, jak wreszcie ogląda się na tym filmy lub zdjęcia, w jakimś sensie jest "jak magia". Pytanie tylko, czy taka magia jest ludziom potrzebna i czy będzie dla nich użyteczna.
Wyobrażam sobie przypadki, kiedy ludzie będą chcieli z tych gogli korzystać, oczywiście. Rzecz w tym, że liczba osób, które mogą sobie na to pozwolić, będzie bardzo ograniczona. Cena Apple Vision Pro jest bowiem równie magiczna, co jego możliwości: wynosi 3499 dolarów w USA, czyli - przeliczając prosto po kursie dolara - ok. 14600 zł. To spora kwota nawet dla mieszkańców USA.
Apple chwali się przy tym, że gogle nie odcinają nas całkowicie od świata - możemy w nich nawet normalnie rozmawiać, bo wyświetlają wirtualne oczy użytkownika, widoczne dla naszego rozmówcy. Nie brzmi to jak argument, który miałby kogokolwiek przekonać do wydania niemal 15 tys. zł.
I tu dochodzimy do sedna prezentacji Apple: firma pokazała ciekawą, przyszłościową technologię. Jeśli działa ona tak, jak obiecano, to niewątpliwie będzie spektakularna technicznie. Ale przez cały czas prezentacji nie odpowiedziano na jedno, kluczowe pytanie: dlaczego mielibyśmy tego używać? Jednocześnie sytuacje i sposoby użycia Vision Pro, przedstawione przez spółkę, wydają się nieco absurdalne.
Jeden z najmocniejszych na to przykładów to ojciec, który ogląda w goglach bawiące się córki. Opinie internautów, komentujących ten fragment, dosyć jasno mówią, że chyba nikt nie będzie chciał oglądać swoich dzieci przez gogle ani nagrywać ich w ten sposób tylko po to, żeby potem móc "odtworzyć swoje wspomnienia w bardziej immersyjny sposób" - jak reklamuje to Apple.
Z drugiej strony mamy na przykład kobietę, która w goglach pakuje ubrania do walizki i nagle odbiera połączenie FaceTime. Sens noszenia takich gogli podczas pakowania się jest co najmniej naciągany. Również zakładanie ich specjalnie, żeby z kimś odbyć wideorozmowę, też wydaje się niezbyt wygodnym rozwiązaniem. Wszystko to sprawiło, że Vision Pro szybko stało się memem. Poniżej jeden z przykładów: "Widok z pierwszej osoby: jest rok 2035 i HR zaraz Cię zwolni".
Technologia stojąca za Apple Vision Pro wygląda niesamowicie
Mówiąc krótko: nie wydaje się, by prezentacja Apple Vision Pro pokazywała, dlaczego używanie tych gogli miałoby być lepsze czy wygodniejsze w codziennym życiu od smartfona. Ale jednocześnie nie da się ukryć, że stojąca za tym technologia i część rozwiązań to rzeczy niesamowite.
Po pierwsze, Apple na te potrzeby stworzyło specjalny interfejs. Tym, co widzimy w goglach, sterujemy za pomocą wzroku, głosu i drobnych gestów dłoni. Powyższa magia możliwa jest dzięki odpowiedniemu rozmieszczeniu czujników i kamer, które m.in. wykrywają ruchy naszych dłoni. Nie od dziś mówi się, że ten kierunek obsługi urządzeń elektronicznych jest przyszłością - i Apple może tutaj uzyskać istotną przewagę nad konkurencją. Jest to bardzo niedaleko futurystycznych wizji ekranów "wiszących w powietrzu", które obsługujemy gestami czy głosem.
Stojąca za tym technologia to jednak nie tylko kwestia obsługi. Jak wskazał w swoim wpisie na ten temat Sterling Crispin, który od lat pracował nad neurotechnologiami do Vision Pro, gogle śledzą np. ruch gałek ocznych i wiele innych parametrów naszych zachowań, dzięki czemu sztuczna inteligencja może odgadywać nasz nastrój czy stan.
Jego zdaniem, jest to surowy interfejs komunikacji pomiędzy mózgiem i komputerem. Crispin podpowiada, że dzięki temu możliwe byłoby uzyskanie warunków, generowanych przez AI dla mózgu w goglach, w których np. będziemy się lepiej uczyć lub relaksować. Urządzenia te mogą więc odczytywać liczne dane z naszego mózgu i ciała oraz je interpretować. Nawet jeśli nie wykorzystamy tego w codziennym życiu, dla medycyny - neurologii, psychiatrii - może to być rzecz przełomowa. I stanowić dla Apple kolejny krok na drodze do oferowania usług na styku technologii i ochrony zdrowia.
Po drugie, samo wyświetlanie informacji przez Vision Pro, a także komunikacja np. z komputerami Apple, gdzie w mgnieniu oka można poprzez gogle zamienić laptop w dowolnej wielkości ekran, robi wrażenie. Znając możliwości koncernu z Cupertino, należy spodziewać się, że będzie to działać gładko, płynnie i w wysokiej jakości. Główna wada: zawsze będziemy to robić samotnie, przynajmniej dopóki mowa jest o goglach. Nie wiadomo też, jak długofalowo używanie takiego sprzętu wpłynie na nasze zdrowie czy samopoczucie.
Apple Vision Pro za 10 lat mogą nie być goglami, tylko czymś więcej
Na koniec więc same gogle Vision Pro mogą nie odnieść sukcesu, choć pytanie, co w tym przypadku definiujemy jako sukces. Nie wątpię bowiem, że w USA, bo tylko tam póki co będą dostępne w 2024 r., wyprzedadzą się na pniu - zamożni ludzie zamówią je chociażby z ciekawości. Apple do tego ma talent do sprzedawania nam produktów, których niekoniecznie potrzebujemy, pod pozorem rewolucjonizowania życia.
Nie same gogle jednak, patrząc długofalowo, mogą stać się tutaj rewolucją, a technologia, którą rozwijają: interfejsu komunikacji między komputerem i mózgiem, odczytywania sygnałów i nastrojów z naszego ciała, sztuczna inteligencja obsługująca te procesy, sposoby wyświetlania treści.
Być może za 5-10 lat Apple Vision Pro nie będą już przypominać gogli narciarskich, tylko np. okulary na rower - choć podobnie mówiono o HoloLens Microsoftu. A być może gogli nie będzie w ogóle, ale na kanwie ich technologii pojawi się coś zupełnie innego, nowego, czego dzisiaj nawet sobie nie wyobrażamy albo do tej pory oglądaliśmy tylko w filmach.
Nie bez powodu Tim Cook i spółka mówili podczas prezentacji nie o goglach, a czymś, co nazwano "spatial computing" - czyli, w luźnym tłumaczeniu, cyfryzacji otaczającej nas przestrzeni. Tak jak kiedyś cyfrowe treści przeniesiono z komputerów na smartfony, tak teraz sfera cyfrowa ma zmieszać się z rzeczywistością i wypełniać otaczającą nas przestrzeń.
- To początek podróży, która przeniesie nas w nowy wymiar potężnej, osobistej technologii - mówił Tim Cook. Otwartym jednak pozostaje pytanie, czy jako ludzie będziemy chcieli nieustannie mieszać rzeczywistość fizyczną z cyfrową oraz wypełniać przestrzeń wirtualnymi treściami. Obyśmy nie skończyli jak niedobitki ludzi z filmu Wall-E.