Dziennikarze "WSJ" napisali, że niemieccy śledczy zrekonstruowali dwutygodniowy rejs "Andromedy", czyli 15-metrowego jachtu, który miał zostać wykorzystany w akcji sabotażowej. Wykorzystali m.in. dane z jego sprzętu nawigacyjnego i radiowego, telefonów komórkowych i satelitarnych oraz wiadomości e-mail.
"Dziennik cytował osoby zaznajomione z rejsem, które wskazywały, że załoga sabotażowa umieściła ładunki wybuchowe na Nord Stream 1, zanim skierowała statek na kurs w kierunku Polski" - pisała agencja Reutera.
Niemiecka prokuratura ustaliła też, że jacht od niemieckiego podmiotu wydzierżawiła nieaktywna od lat warszawska firma, której właścicielem jest obywatel Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sabotaż gazociągów Nord Stream 1 i 2
Na doniesienia te zareagował Stanisław Żaryn, zastępca koordynatora służb specjalnych. "Powtarzane w przestrzeni medialnej informacje o polskich lub ukraińskich śladach zniszczenia NS1 i NS2 są konsekwentnie wykorzystywane przez rosyjski aparat wpływu do tworzenia wśród odbiorców wrażenia/domniemania, że za tym incydentem stoją Warszawa i Kijów" – napisał na Twitterze.
Przypomnijmy, że obie nitki gazociągu Nord Stream 2 zostały poważnie uszkodzone w wyniku eksplozji we wrześniu 2022 r. na morskich strefach ekonomicznych Szwecji i Danii.
Wcześniej uczestnictwu Ukrainy w sabotażu gazociągów Nord Stream zaprzeczał prezydent Wołodymyr Zełenski. We wtorek "The Washington Post" donosił, że służby USA miały posiadać informacje o planach ukraińskiego ataku na gazociąg Nord Stream trzy miesiące przed tym, jak do niego doszło we wrześniu 2022 roku.
"Wysadzenia mogła dopuścić się Rosja"
W sobotę wieczorem Stanisław Żaryn napisał na Twitterze, że "Polska nie miała żadnych związków z wysadzeniem Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Łączenie RP z tymi zdarzeniami jest bezpodstawne".
Dodał, że według polskich służb, "aktualna pozostaje hipoteza, że wysadzenia mogła dopuścić się Rosja, która miała motyw oraz zdolności do przeprowadzenia takiej operacji".