W połowie kwietnia Sri Lanka oficjalnie uznała się za bankruta. Kraj nie jest w stanie zapłacić swojego zagranicznego zadłużenia i zwiesił tymczasowo spłaty odsetek od obligacji. Władze kraju przyznały wtedy, że rezerwy walutowe potrzebne są do importu podstawowych produktów, w tym paliwa dla mieszkańców.
W telewizyjnym orędziu premier Sri Lanki Ranil Wickremesinghe przyznał szczerze, że "następne kilka miesięcy będą najtrudniejsze w naszym życiu." Polityk, który w swojej karierze już wielokrotnie pełnił funkcję szefa rządu, podjął się wyprowadzenia Sri Lanki z największego kryzysu gospodarczego w jej historii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak poinformował premier, w szpitalach brakuje lekarstw i sprzętu chirurgicznego, nie ma leków potrzebnych do kuracji pacjentów z chorobami serca oraz szczepionek przeciwko wściekliźnie. Wickremesinghe przyznał, że rząd jest zmuszony do drukowania pieniędzy, by móc zapłacić za podstawowe produkty i usługi oraz wypłacić wynagrodzenia pracownikom sektora publicznego. Doprowadzi to jednak do dalszego wzrostu inflacji. Władze nadal poszukują środków na opłacenie zaplanowanych dostaw paliw. - Z powodu ich niedoboru przerwy w dostawach elektryczności mogą wzrosnąć do 15 godzin na dobę – zapowiedział premier. Dodał przy tym, że krajowe zapasy benzyny wystarczą zaledwie na jeden dzień.
- W listopadzie 2019 roku nasze rezerwy walutowe wynosiły 7,5 mld dolarów. Dzisiaj wyzwaniem jest znalezienie w kasie państwa miliona dolarów – przyznał Ranil Wickremesinghe, wzywając mieszkańców do przygotowania się do poświęceń.
Na Sri Lance od miesięcy trwają masowe protesty, które doprowadziły do upadku rządu Mahindy Rajapaksy. 9 maja doszło do zamieszek, w czasie których płonęły domy polityków i zginęło co najmniej osiem osób, a około 230 zostało rannych. Choć turyści nie są celami ataków, polskie MSZ odradza podróże na Sri Lankę, które nie są konieczne.