W ostatnich miesiącach protestowali rolnicy, pracownicy sądów, budowlańcy i nauczyciele. To właśnie ci ostatni są najbardziej sfrustrowani.
- Przez miesiące byliśmy oszukiwani, że pieniędzy na podwyżki dla nas nie ma. A tu nagle wychodzi szeregowy poseł i rozdaje miliardy złotych, a nam rzuca się ochłap w postaci 100 zł - mówi Artur Sierawski z koalicji "Nie dla chaosu w szkole", odnosząc się do wystąpienia prezesa Kaczyńskiego i złożonych przez niego obietnic socjalnych.
- Czuję się jak śmieć. Jestem wściekły, zrezygnowany. To naprawdę bardzo przykre, że można mieć nauczycieli w tak wielkim poważaniu - przyznaje Łukasz z Lublina. Nauczyciel z dziewięcioletnim stażem, zarabiający 2,2 tys zł na rękę.
- Nic mnie już nie zdziwi. Zwłaszcza po tym, jak okazało się, że pani Zalewska kandyduje do europarlamentu. Chociaż ostatnio jeszcze mówiła, że nie jest tym zainteresowana i będzie razem z nauczycielami i rodzicami podczas wprowadzania reformy - mówi Michał z facebookowej grupy "Ja nauczyciel". On z kolei, jako nauczyciel kontraktowy, zarabia 1,8 tys zł netto.
Przelana czara goryczy
Zapowiedź uruchomienia przez rząd wartych 40 mld zł rocznie programów socjalnych rozgrzała do czerwoności również związkowców. O nauczycielach nie ma w nich bowiem ani słowa. W poniedziałek Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział więc zaostrzenie zaplanowanego na wiosnę strajku.
- Sobotnie obietnice PiS rozdawania pieniędzy z pominięciem edukacji przelały czarę goryczy - powiedział dla RMF FM Sławomir Broniarz, szef ZNP.
Dał też do zrozumienia, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to wielodniowy strajk w czasie kwietniowych egzaminów gimnazjalnych i ósmoklasistów. - Tylko zdecydowany strajk w czasie egzaminów może spowodować, że rząd zacznie z nami rozmawiać i traktować poważnie edukację - mówił Broniarz.
Artur Sierawski z koalicji "Nie dla chaosu w szkole" dodaje: - Ewidentnie widać, że zarówno premier, jak i PiS nie liczą się z nami i nie zależy im na dobrej edukacji. W tej sytuacji nie ma już co rozmawiać z rządem, tylko trzeba przygotowywać się do strajku. Zresztą sam premier mówił o dążeniu do europejskich zarobków, no to niech pokaże, że dąży.
Rzeczywiście premier w sobotę mówił, że jego rząd chce gonić Europę w zarobkach i jej dobrobycie. - Wiem, co mówię. I wiem, jak to zrobić. Jesteśmy wiarygodni i te cele będą zrealizowane - obiecywał.
Dla nauczycieli rządzący nie są jednak wiarygodni. Minister wprowadzająca edukacyjną rewolucję i odmawiająca odpowiednich podwyżek wybiera się do Brukseli. Nauczycielom podnosi pensje o śmieszne kwoty.
Długie boje o podwyżki
- Minister obiecała, że nauczyciel dyplomowany dostanie 500 zł podwyżki. Dziś już wiemy, że jest to 220 zł. I to z wyrównaniem za styczeń. Czyli nieco ponad 100 zł miesięcznie. Nie wiem, czy ten zawód można jeszcze bardziej zdegradować. Za tydzień związkowcy ogłoszą termin strajku, póki co czekamy. Szkoły już oflagowane. Mediacje się kończą - mówi Łukasz, nawiązując do komunikatu ZNP.
Sami nauczyciele w sporze z Zalewską domagali się 1000 zł podwyżki. Pani minister odpowiada na te postulaty wymijająco, zapewnia tylko, że podwyżki będą. I publikuje komunikaty takie jak ten sprzed dwóch tygodni: "W ustawie budżetowej na 2019 r. na podwyższenie płac nauczycielskich od 1 stycznia zagwarantowano ok. 2,8 mld zł. Dodatkowo zapewniliśmy wsparcie finansowe o ok. 1 mld zł na podwyżki pensji nauczycieli. Ponadto pracujemy nad rozwiązaniami stałego wzrostu wynagrodzeń od 2020 r.".
Ostateczny termin strajku nauczycieli ma być znany w przyszłym tygodniu. 4 marca ZNP ma ustalić pytanie, które zostanie zadane nauczycielom w referendum strajkowym. Będzie się ono musiało odbyć w każdej placówce oświatowej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl