Po ponad pół roku goście tłumnie wrócili do restauracji. W ostatni weekend maja miejsca siedzące można było zająć nie tylko ogródku, ale i wewnątrz lokali, choć wciąż z limitami. Restauratorzy co prawda odetchnęli z ulgą, natomiast do pełnej radości wciąż daleko.
- Nie ma mowy o odrobieniu start za ostatnie miesiące. Po prostu to, czego nie zarobiliśmy, już się nie zwróci. W sezonie na pewno będzie wielu gości, ale to wciąż za mało, żeby zrobić nadwyżkę - mówi w rozmowie z money.pl Dariusz Sobolewski, właściciel gdańskiej restauracji Zagroda Rybacka.
Lokal znajduje się tuż przy plaży, sam ogródek może pomieścić około 100 osób. W ostatni weekend majowy w Zagrodzie Rybackiej pojawiły się tłumy. Jak dodaje Sobolewski, właściwie przez sobotę i niedziele goście zajmowali wszystkie dostępne miejsca przy zachowaniu obłożenia 50 proc.
- W weekend czerwcowy również spodziewamy się tłumów. Mam to szczęście, że 90 proc. zespołu z zeszłego roku wróciła do restauracji. Szukam jeszcze dwóch pracowników, ale jest naprawdę ciężko. U znajomych z branży nie ma komu pracować, bo w czasie lockdownu pracownicy gastronomii po prostu pozmieniali branże
Zamknięcie branży gastronomicznej na ponad pół roku zmusiło pracowników do szukania nowego źródła utrzymania. Wielu z nich nie powróciło już do pracy w restauracjach.
- Wiele zależy od doświadczenia i kwalifikacji danej osoby, dlatego młodzi pracownicy o kierunkowym doświadczeniu, np. wyłącznie w gastronomii, zmuszeni są teraz szukać zatrudnienia jako kurierzy, magazynierzy czy na produkcji - mówiła w marcu w money.pl menadżer ds. rekrutacji Magdalena Kamińska z firmy rekrutacyjnej People.
Pracodawcy są zdesperowani i cały czas szukają kucharzy, kelnerów oraz pomocy na kuchnie. Dzwoniliśmy w sprawie niektórych ogłoszeń o pracę i jak się okazuje, zatrudnienie można dostać od ręki. Doświadczenie w branży przestało się liczyć, restauratorzy stawiają na dyspozycyjność.
Powrót komunii
- Jak tylko pojawiła się informacja, że lokale mogą być otwarte od 28 maja, klientka od razu zdecydowała się wyprawić u nas komunię w sobotę - słyszmy od Sebastiana Rutkowskiego, menadżera łódzkiej restauracji "U Mądzieli".
Pierwszy otwarty weekend w restauracji na Piotrkowskiej upłynął w rodzinnej atmosferze. Zarówno w sobotę, jak i w niedziele w lokalu pojawiły się około 20-osobowe grupy komunijne.
Przedsiębiorca z Łodzi dodaje, że kolejną dużą rezerwację miał już na 1 czerwca, z okazji Dnia Dziecka. Także w połowie miesiąca i pod koniec czerwca stoliki zarezerwowane są już na większe imprezy rodzinne.
W lokalu "U Mądzieli" dostaniemy głównie dania kojarzone z polską kuchnią tradycyjną. Jak słyszymy od Rutkowskiego, lwią cześć dochodów w restauracji stanowią zamówienia na wynos.
- Ten segment jedzenia na wynos utrzymał się i po otwarciu restauracji. Pracownicy pobliskich biur, którzy przychodzili do nas przed lockdownem, stacjonarnie zjeść posiłek, zamawiają teraz obiady do biura - mówi Rutkowski.
Co ciekawe - w czasie lockdownu zainteresowanie jedzeniem na wynos utrzymało się na niewiele niższym poziomie niż przed wybuchem pandemii. Dlatego restauracja nie odczuła tak dotkliwych strat, jak wiele innych lokali gastronomicznych.
"Nie mamy środków, aby się odbić"
Słowa pełne optymizmu usłyszeliśmy również od pracownicy warszawskiej restauracji Słoik. Podobnie jak w Zagrodzie Rybackiej, na brak klientów w weekend otwarcia nie można było narzekać.
- W sobotę najwięcej gości było w przerwie obiadowej, mieliśmy też sporo rezerwacji na wieczór. Właściwie przez większość dnia 50 proc. stolików, które mogliśmy udostępnić, była zajęta - dodaje pracownica.
Tłumy w lokalach nie zadowalają jednak wszystkich restauratorów. Rozmawialiśmy z przedsiębiorcą z Gdyni, który mimo wielu weekendowych wizyt gości, rozważa zamknięcie lokalu w centrum miasta.
- Nie mamy obecnie środków, aby się odbić. Przy obłożeniu 50 proc. nie uda nam się zebrać tylu zamówień, co w szczycie sezonu jeszcze w 2019 roku. Otwarcie, otwarciem, ale boję się, że to po prostu nie wystarczy. A muszę jeszcze zapłacić zaległe raty za wynajem lokalu - dodaje przedsiębiorca.
Według danych Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, w czasie pandemii z branży odeszło około 200 tys. pracowników. Z kolei, jak wynika z Krajowego Rejestru Długów, samo zadłużenie hoteli, firm cateringowych i restauracji wyniosło w 2020 roku około 280 mln zł.