Wciąż daleko do rekordów z kwietnia ubiegłego roku (ponad 43 mld zł), jednak wyraźnie widać, że skup obligacji przez bank centralny przyspieszył.
Zobacz też: Prezes GPW o wyborze między ZUS i IKE: najgorsza trzecia opcja. "Powolne upuszczanie krwi"
W całym 2020 roku NBP dokonał "zakupów” o wartości ponad 107 mld zł. Natomiast w tym roku jak na razie o wartości 11,6 mld zł. A dzisiejsza aukcja wcale nie musi być ostatnią w tym miesiącu. Tak duży skup obligacji budzi kontrowersje wśród niektórych ekonomistów. Po co NBP to robi?
Aby walczyć ze skutkami kryzysu, wiosną ubiegłego roku NBP uruchomił nadzwyczajne instrumenty, m. in. rozpoczął skup obligacji skarbowych. Ma na na celu m.in. zapewnienie płynności bankom komercyjnym, od których odkupuje wspomniane papiery.
Tego typu interwencja wpływa też na obniżenie rentowności obligacji skarbowych. W efekcie spada koszt długu, co umożliwia rządowi zadłużanie się na mniejszy procent. Jednym z efektów skupu może być też osłabienie złotego, korzystne choćby z punktu widzenia eksportu.
Na początku marca działania NBP w tym zakresie na łamach "Obserwatora Finansowego" chwalił Alfredo Cuevas, ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Ekonomista powiedział wtedy, że NBP powinien prowadzić skup aktywów co najmniej do końca pandemii, a gdyby program skupu nie zapewnił właściwej akomodacji polityki pieniężnej, to bank centralny powinien rozważyć wprowadzenie ujemnych stóp procentowych. Ekonomista zaznaczył jednak, że wolne tempo skupu, które miało wtedy miejsce, jest odpowiednie.
- Obecne wolne tempo zakupów wydaje się odpowiednie do panujących okoliczności, biorąc pod uwagę stan płynności na rynkach obligacji skarbowych oraz dobre przełożenie polityki pieniężnej na krzywą rentowności - powiedział Cuevas.