W niedzielne przedpołudnie na przystanku na warszawskiej Woli do autobusu wsiada duża grupa ludzi. Większość z nich zapewne wraca z pobliskiego bazaru Olimpia. Z szoferki wychodzi wyraźnie zirytowany kierowca. – Ludzie, tu może być 21 osób! – krzyczy. Było 40. Nikt nie wysiadł, a autobus pojechał dalej.
Co kierowca mógł zrobić w takiej sytuacji? Wytyczne są jasne: wezwać policję lub nadzór ruchu. W Warszawie motorniczy ma zatrzymać tramwaj i czekać na służby. Autobus nie musi stać na przystanku, może jechać dalej, policja zainterweniuje w dalszym miejscu trasy. Jeżeli kierujący nie zgłosi problemu i jednocześnie przewozi za dużo osób, może dostać grzywnę w wysokości do 500 zł. Do tej pory jednak żaden kierowca w Warszawie jej nie otrzymał.
Przepisy ograniczające liczbę pasażerów to problem dla kierowców. Szczególnie teraz, kiedy otwarto galerie, przedszkola, żłobki, a część Polaków wróciła do pracy. Gospodarka powoli się odmraża, ale transport publiczny nie. W komunikacji miejskiej w dalszym ciągu przewożonych może być jednocześnie nie więcej osób, niż wynosi połowa miejsc siedzących. Jednak, jak często bywa z przepisami, ktoś je wprowadza, a ktoś inny musi je egzekwować.
Jak kierowcy mają kontrolować liczbę pasażerów? Nie widzą dokładnie, kto wsiada i wysiada, bo drzwi z przodu są zamknięte. Nie wiadomo też, kto wsiadł na ostatnim przystanku i kogo należy wyprosić. Oczywiście można liczyć na rozsądek Polaków, ale – jeśli tego zabraknie – zdarzają się sytuacje nieprzyjemne dla kierujących, jak choćby ta opisana wyżej. Poza tym, priorytetem jest bezpieczeństwo podczas jazdy, a nie liczenie.
- Pasażerowie podchodzą do tego z dużym zrozumieniem. Od początku wprowadzenia ograniczeń mieliśmy kilka przypadków, kiedy wezwana była policja. Natomiast wezwania nadzoru ruchu i chwilowe zatrzymanie pojazdu to kilka przypadków dziennie, np. wczoraj mieliśmy trzy takie zatrzymania. A trzeba pamiętać, że w Warszawie w godzinach szczytu w ruchu jest ok. 1500 autobusów i ponad 400 tramwajów – mów Tomasz Kunert, rzecznik prasowy warszawskiego Zarządu Transportu Miejskiego.
Czytaj też: Dzięki minister Emilewicz o tym lokalu było głośno. Tarcza nie pomogła, ale właściciele się nie poddają
To daje nadzieję, że większość warszawiaków jednak przestrzega ograniczeń. Nie wiadomo jednak, czy kierowcy zawsze wzywają służby, kiedy autobusy są przepełnione. Nie wiadomo też, ile nerwów kosztują ich negocjacje z pasażerami. W ubiegłym tygodniu Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej w Sosnowcu informowało, że jeden z kierowców został opluty przez pasażera, dla którego zabrakło miejsca w autobusie.
Jak zauważył Rzecznik Praw Obywatelskich, kierowcy nie mają skutecznych środków, aby egzekwować przestrzeganie ograniczeń. Natomiast zdaniem Komendy Głównej Policji, to właśnie oni w pierwszej kolejności odpowiadają za sposób przewożenia pasażerów i ponoszą odpowiedzialność karną związaną z naruszeniem przepisów prawa.
Transport publiczny dalej zamrożony
Już 22 kwietnia prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski apelował do rządu o zmianę przepisów. Apelują o to także inne miasta w Polsce.
– Widać, że w kolejnych tygodniach, kolejnych miesiącach ludzi w komunikacji będzie więcej, a my przecież nie mamy dodatkowych (…) tramwajów czy autobusów – powiedział Trzaskowski.
Od 6 maja warszawiacy mogą już korzystać z wypożyczalni rowerów miejskich Veturilo, co pomaga nieco rozładować ruch w komunikacji miejskiej, ale nie rozwiązuje problemu. – W weekend mieliśmy 40 tys. wypożyczeń. Przy obecnych ograniczeniach to tak, jakby 2 tys. tramwajów przewiozło ludzi. Ale pamiętajmy, że nie wszyscy, z różnych względów, korzystają w rowerów – powiedziała Karolina Gałecka, rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy.
Powrotu do normalności w transporcie publicznym domagają się też trzy organizacje zajmujące się komunikacją miejską w Polsce. We wspólnym liście do premiera z dnia 7 maja postulują zwiększenie dopuszczalnej liczby pasażerów w pojazdach komunikacji miejskiej. List podpisali prezesi Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej (IGKM), Polskiego Związku Pracodawców Transportu Publicznego (PZPTP) i Unii Metropolii Polskich (UMP).
Liczą na rozwiązanie problemu do poniedziałku 11 maja. W przeciwnym razie zapowiadają dalsze działania, zaczynając np. od oflagowania autobusów, trolejbusów, tramwajów i metra w dniu 13 maja, co miałoby być ostrzeżeniem przed protestem. Już wcześniej branżowe organizacje przygotowały trzy rozwiązania. PZPTP proponuje nowy limit 2 osoby na metr bieżący pojazdu. IGKM - 1/3 wszystkich miejsc siedzących i stojących, a UMP - połowa miejsc siedzących i stojących. Pozostaje pytanie, na ile bezpieczne dla zdrowia są takie rozwiązania.
Jak zapowiedziała w weekend w Radiu RMF FM wicepremier Jadwiga Emilewicz, decyzja w sprawie zmiany limitu pasażerów ma zapaść na początku tego tygodnia. Samo zwiększenie limitów nie rozwiąże jednak problemu kierowców, jeśli nadal będą musieli liczyć pasażerów.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie