Choć szczyt zachorowań trzeciej fali za nami, to wciąż sytuacja epidemiologiczna w kraju jest trudna. Ostatniej doby zmarło w sumie 191 osób - bezpośrednio z powodu wirusa i przy współistnieniu innych schorzeń. Tylko w ciągu jednej doby pojawiło się 1679 nowych i potwierdzonych przypadków zakażenia.
Trend jest jednak spadkowy, co pozwala rządowi myśleć o kolejnych etapach odmrożeń gospodarki i luzowaniu obostrzeń. - Najprawdopodobniej na przełomie maja i czerwca poinformujemy o kolejnych krokach względem luzowania reguł bezpieczeństwa. Na dziś nie widzę przeszkód, by nie były to kolejne zmiany, czyli luzowanie reżimu sanitarnego w wielu miejscach i przywracanie działalności. Wiele osób sugeruje przyśpieszenie, ale w tym zakresie wolimy być ostrożni - podkreślał minister Adam Niedzielski w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jak zaznaczał, jeżeli sytuacja epidemiczna się nie pogorszy, to kolejną graniczną datą może być 5 czerwca. - Kierunek jest jeden, o ile nie będzie złych sygnałów dotyczących zakażeń, to kolejne kroki w luzowaniu są coraz bliżej. Jednego tylko nie ruszymy - zaznaczył.
Chodzi o nakaz zasłaniania ust i nosa. - Maseczki zostaną obowiązkowe wewnątrz, w przestrzeniach wspólnych i wszędzie tam, gdzie nie można zachować dystansu - podkreślił szef resortu zdrowia. Przypomnijmy - dziś bez maseczki można chodzić tylko na świeżym powietrzu.
Swoboda nie dla każdego
- To, jak długo jeszcze będzie konieczność stosowania maseczek, zależy od tego, jak szybko uda nam się opanować pandemię. Ta wciąż trwa. Z różnym nasileniem i sezonowością, ale trwa. Nie mamy wciąż zaszczepionych grup ryzyka, seniorów, ogólna liczba zaszczepionych wciąż jest niewystarczająca. Kolejne fale są więc realne. W takim wypadku maseczki wciąż są potrzebne – ocenia w rozmowie z money.pl prof. Krzysztof Pyrć, specjalista w zakresie mikrobiologii i wirusologii z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Dopiero wówczas, gdy kolejne fale zgonów zostaną zredukowane do zera, zabezpieczymy grupy ryzyka, zwolnimy miejsca w szpitalach, a przede wszystkim zaszczepimy się masowo, będziemy mogli zrezygnować ze stosowania maseczek. Czy to będzie za miesiąc, rok czy dłużej, wiele zależy od nas - tłumaczy.
- Trudno jednoznacznie określić poziom wszczepienia czy uodpornienia, w którym powiemy: tak, dokładnie teraz jest moment na zdjęcie masek. To tak nie działa, to biologia. Jest wiele zmiennych: efektywność szczepionek w zapobieganiu zarażeń, mutacje wirusa, ale też gęstość zaludnienia danego obszaru czy warunki pogodowe. Nauka mówi, że potrzebny jest poziom wyższy niż 80 proc., aby zatrzymać chorobę. Do liczb bym się jednak specjalnie nie przywiązywał. Chodzi o stłamszenie pandemii - przekonuje.
- Czy maseczki powinny zostać na stałe? Nie, z całą pewnością nie jako odgórny nakaz. Swoboda powinna wrócić wraz z powrotem do bezpieczeństwa. Jednak pewnie wiele osób wciąż będzie je stosować, ale dobrowolnie. Mimo zluzowania obostrzeń część osób wciąż je nosi – zauważa.
Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog i mikrobiolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, podkreśla, że nie można sztywno określić poziomu zachorowań, czy czasu, w którym zdjęcie obostrzeń będzie jednoznacznie bezpieczne.
- Być może przy kilkudziesięciu zakażeniach na dobę można byłoby myśleć o takim luzowaniu, ale przy obecnych poziomach wyszczepiania, kiedy kolejne osoby rezygnują z drugiej dawki bo albo wydaje im się, że jest niepotrzebna, albo obawiają się gorszego samopoczucia po szczepieniu, sami prosimy się o nieszczęście - mówi.
Dlatego również dr Tomasz Ozorowski, mikrobiolog ze szpitala w Gorzowie przekonuje, że konieczne jest różne podejście w stosunku do różnych osób, jak to dzieje się innych krajach.
- Osoby zaszczepione lub takie, które przeszły infekcję w okresie do 6 miesięcy, mogą spokojnie funkcjonować bez maseczek nawet w pomieszczeniach zamkniętych. Dla nieuodpornionych, niezaszczepionych maseczki wciąż są konieczne – zaznacza dr Ozorowski.
W imię zasad, czyli zmiany w służbie zdrowia
Jak tłumaczy, dla rozwiązań obowiązujących dla wszystkich najważniejszy będzie poziom wszczepienia i uodpornienia społeczeństwa. - Jeśli będzie on niski, na przewidywanym poziomie 50- 60 proc, to przedłużymy okres trwania pandemii, potencjalnego blokowania działalności gospodarczych, lockdownów i obostrzeń choćby w postaci maseczek - mówi dr Ozorowski. - Generalnie za optymalny poziom bezpieczeństwa uznaje się od 70-90 proc., a i to w zależności od społeczności - zaznacza.
Maseczki jednak z nami pozostaną
Od pewnego czasu pojawiają się również sugestie, że maseczki powinny być stosowane również w czasie po pandemii. Na przykład w okresach wzmożonej zachorowalności na choroby przenoszone przez drogi oddechowe. Eksperci, z którymi rozmawiał money.pl, podchodzą jednak sceptycznie do takich pomysłów.
- To szczepienia są kluczem. Nawet poza pandemią w okresie wyższych zachorowań na inne choroby zakaźne, jak grypa, nie stawiałbym na maseczki, ale na masowe szczepienia - mówi dr Ozorowski.
- Na stałe? Nie. Nie narzucałbym takich wymogów wszystkim, ale na zasadzie dobrowolności pewnie już z nami zostaną - przekonuje dr Tomasz Dzieciątkowski.
Jak podkreśla, widoczny jest spadek zachorowań na choroby wywołane przez inne patogeny, jak grypa czy szkarlatyna, przenoszone drogą areogenną. Osoby narażone, np. oddychające ustami albo chore, będą częściej stosować maseczki z własnej woli. - Sam zamierzam nosić maseczki w sezonie jesienno-zimowym, ze względu na swoje anatomiczne schorzenia dróg oddechowych - zaznacza.