Rok 2020 branży spirytusowej nie oszczędzał. Jak mówią producenci, takiego okresu i takich problemów nigdy wcześniej nie było.
- Najpierw podniesiono akcyzę, co w nas mocno uderzyło - mówi Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka. - Potem przyszła pandemia i pierwszy lockdown. Latem nastąpiło pewne ożywienie, ale jesienią przyszła druga fala. Początek przyszłego roku to z kolei wprowadzenie podatku od alkoholu sprzedawanego w małych butelkach, czyli tzw. podatku od małpek.
Jakie będą straty na razie jeszcze nie wiadomo, bo rok się nie skończył. Wiadomo jednak, że zyski będą niższe.
- Na pewno ten rok będzie gorszy pod względem sprzedaży od roku ubiegłego. Podejrzewam, że pierwszy kwartał przyszłego roku też będzie zły - mówi Ryszard Woronowicz ze Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
Odwołanie imprez sylwestrowych i narodowa kwarantanna w okresie, który zwykle oznaczał największą sprzedaż, branży co prawda nie dobije, ale sprawi, że firmy będą miały problemy.
- Okres Nowego Roku, przygotowań świątecznych i karnawału to jest okres wzmożonej konsumpcji alkoholi z wysokiej półki - mówi Andrzej Szumowski. - Sam jestem ciekawy, jak ta konsumpcja będzie wyglądać, czekam na wyniki badań, bo przecież konsumpcji alkoholu rząd, na szczęście, nie zakazał. Osobiście nie wyobrażam sobie, żebym w noc sylwestrową nie otworzył butelki szampana i dobrze schłodzonej polskiej wódki.
Nie ma barów, nie ma zysku
Największy problem, jaki mają producenci napojów alkoholowych, to całkowite zamknięcie branży HoReCa, czyli barów, restauracji i hoteli. W tym roku lokale były zamykane już dwa razy - wiosną i zimą. A ten sektor to największy odbiorca alkoholu.
- To jest jakieś 15 proc. rynku branży spirytusowej - mówi Ryszard Woronowicz - I to odbija się na całej branży. Zwłaszcza na małych producentach, np. nalewek.
Eventy bolą bardziej
Obostrzenia w sylwestra to problem, ale - jak mówią importerzy win - większym ciosem dla branży było odwołanie imprez firmowych.
- Większość alkoholu w Polsce sprzedaje się na eventy. Na różnego rodzaju spotkania branżowe, imprezy integracyjne czy zjazdy - mówi Wojciech Morysiński z Prime Wine. - Alkohol w korporacjach jest wszechobecny. Większość tych imprez, zwłaszcza grudniowych, się nie odbyła, i to są gigantyczne straty.
W grudniu sytuacja i tak się poprawiła, bo firmy, zamiast spotkań zdecydowały się zafundować swoim pracownikom świąteczne upominki.
W wielu takich paczkach znalazła się butelka wina, dzięki czemu sklepy mogły odrobić część strat.
- Po to, żeby ludzie się trochę wyluzowali podczas spotkania online, dostali np. zamówioną u nas butelkę wina i nalewkę z dostawą do domu - mówi Wojciech Morysiński. - To nie oznacza oczywiście, że straty uda się odrobić. Ale widać taki trend.
Pijemy w domu
Narodowa kwarantanna, jakiej mniej lub bardziej intensywnie doświadczamy w tym roku, nie sprawiła, że Polacy zrezygnowali z alkoholu. Alkohol konsumujemy głównie w domu. Pewne nawyki jednak się zmieniają.
- Widać pewne różnice zwłaszcza w kategoriach tych najbardziej luksusowych marek - mówi Andrzej Szumowski. - Te najdroższe marki, które określiłbym jako powyżej premium, kupowane są rozważniej. - Wolumen sprzedaży jest niższy, natomiast po wartości widać, że kupowany był alkohol droższy. Możemy powiedzieć, że Polacy kupowali mniej, ale lepiej - dodaje Woronowicz.
Wódka z dowozem
Straty, spowodowane zamknięciem barów i restauracji, można by częściowo wyrównać. Na przeszkodzie stoją jednak przepisy, które nadal nie pozwalają na handel napojami alkoholowymi w sieci.
- Duże firmy jakoś sobie poradzą. Ale są mali producenci, którzy swoje produkty sprzedawali tylko w lokalach - mówi Ryszard Woronowicz. - Ich produktów nie ma w sklepach, więc przy braku możliwości handlu w internecie oni nie mają żadnego kanału zbytu.
Jak mówią producenci, rozwiązania zezwalające na handel alkoholem w sklepach internetowych funkcjonują w większości krajów europejskich.
- Jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, który nie zezwala na sprzedaż alkoholu przez internet - mówi Andrzej Szumowski. - A przecież konsument, który siedzi w domu, ma takie samo prawo do zakupu towarów, jak ten, który idzie do sklepu.
W Polsce na apele branży nikt nie odpowiada.